Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Birma    Witamy w Yangonie
Zwiń mapę
2019
04
lut

Witamy w Yangonie

 
Birma
Birma, Yangon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9906 km
 
Najpierw o ostatnim, trzecim dniu w Pagan. Jak w imprezach sportowych, co kilka dni trzeba zrobić przerwę. Tym bardziej, że w południe opuszczamy pokój, zostawiamy walizki w recepcji i nie bardzo jest przestrzeń na kolejny dzień jeżdżenia po okolicy. Ten wyjazd jest bardzo meczący, nie mamy żadnej destynacji na odpoczynek. Dlatego robimy sobie dziś kompletnie wolne.
Rozkładamy się na basenie i robimy, co każdemu pasuje. Gosia ma wreszcie, święty anielski spokój, nic nie musi, nigdzie się nie wybieramy. Robi to, co lubi, smaży się w słońcu. Warunki idealne, w końcu jesteśmy w naprawdę spasionym hotelu.
Ja porządkuję filmy i zdjęcia, wgrywam wszystko do ultrabooka (znakomity wynalazek na takie wyjazdy), nawet udało mi się filmy zmontować. Koło czternastej idę na lunch, Gosia woli własne smażone ciało. Zjadłem chińską wieprzowinkę z grzybami, smak bardzo delikatny, żadnego chili. To mi się w Birmie szczególnie podoba, nie muszę grać w tajską ruletkę, przepali mi układ trawienny, czy nie. Potrawy ostre są opisane jako ostre, reszta jest jadalna. Poza tym, jak już pisałem, tutejsza kuchnia jest bardziej smakowita, wysublimowana. No i „prezenty”. Na dzień dobry dostajesz miseczkę prażonych orzeszków, są tak dobre, że nie można się od nich oderwać. I co ciekawe, tylko lekko słone, więc można jeść i jeść, bez demolowania nerek.
Po południu idziemy znów do knajpy, teraz Gosia zje cordon bleu, a ja tylko smażone ziemniaki jako „sweet and sour”. Fajne danie, smakuje klasycznie a nie ma mięsa, mimo to i tak nie zjadłem całej porcji. Nadmieniałem już, że są trochę droższe niż w Bangkoku, ale za to dużo większe. Summa, summarum wychodzi i taniej i smaczniej. Na jedzenie, do Birmy.
Nadchodzi wieczór, przed nami wielki skok, dziesięć godzin jazdy nocnym autobusem do Yangonu. Mam trochę obaw, jak się okazało bezpodstawnie. Bilety na JJ Express można kupić przez internet, to duży plus. Poza tym odbierają z hotelu, nie trzeba płacić za taksówkę. A zdarli z nas w tą stronę piętnaście tysięcy, czyli dziesięć dolarów. Tu mamy wszystko w cenie, razem dwadzieścia dolarów od osoby. Przyjeżdża mały autobus, sprawdzają nasze bilety i ładują walizki. Jedziemy do Nyaung U.
Autobus JJ Express robi wrażenie, jak A380, wielki, kolorowy, aż błyszczy nowością. Jeszcze raz bilety, dostajemy nieodłączne stikersy z numerem autobusu, ładują bagaże i dają kwit do odbioru. Wchodzimy do środka, szok. Wszystko wypucowane na błysk, fotele dwa plus jeden, prawie takie jak w lotniczej biznes class, nie rozkładają się do pozycji leżącej, ale prawie. Podnóżki, pod łydki, poduszka i kocyk.
Stewardessa, tak, każdy autobus ma swoją stewardessę, najpierw nas wita, opowiada, jak będziemy jechać, a potem dezynfekuje nam ręce specjalnym sprayem i rozdaje pudełeczka z drobnym poczęstunkiem. Teraz pojawia się z wózkiem, jak w samolocie i częstuje napojami. No to mamy drogowy samolot. Mało tego, w fotelach centrum rozrywki, z naprawdę fajną kolekcją filmów. To jest wypas, czegoś takiego w życiu nie widziałem, a to przecież Birma, przed którą tak ostrzegają. A na miejscu jest zupełnie inaczej. Po raz kolejny okazuje się, że wieść ludowa nijak do rzeczywistości nie przystaje. Tajskie VIP busy mogą się schować.
Ruszamy, obejrzałem sobie film Interstellar i po pierwszym postoju idę spać. Kilka słów o tym ostatnim. Ciemna noc, jakiś gigantyczny plac i dworzec, stoisk z jedzeniem setki, nad wszystkim unosi się dym i para z garnków. Ludzi pełno, ruch, jak środku dnia. Cała Azja, warto to zobaczyć, skosztować też, ale na wszelki wypadek zalecam trzymania się produktów poddanych obróbce wysoko temperaturowej. I jeszcze raz ubikacje okazują się o niebo czystsze niż w Tajlandii, to mnie znów zadziwia.
Nic więcej nie pamiętam, obudziłem się na przedmieściach Yangonu. To była najdłuższa, ale najwygodniejsza autobusowa podróż w moim życiu. Obawy okazały się bezpodstawne.
Gdy dojeżdżamy, otwierają się bramy piekieł. Zaczyna świtać, a dworzec w Yangonie to kwintesencja Azji. O Matko Boska, co się tu dzieje, dla tych, co jeszcze Azji nie znają, musi to być traumatyczne przeżycie. Piekło Dantego, to nic. Setki autobusów, tysiące ludzi, samochodów, ciężarówek, motorowery, rowery, wozy … Wszędzie ludzie, wszędzie stoiska z jedzeniem, a obszar ogromy, jak okolice Pałacu Kultury w Warszawie. W porannej szarówce robi to kolosalne wrażenie.
Tyle, że my już Azję trochę znamy, więc nie ma we mnie, poza ciekawością, żadnego niepokoju. Tak tu się żyje, poza tym jest absolutnie bezpiecznie i już. Nie ma stracha, absolutnie żadnego, tylko dreszczyk podniecenia, czegoś takiego to ja jeszcze nie widziałem. Ale widzę i jest wspaniale.
Jeszcze nie wyjęliśmy walizek, już mamy taksówkę, legalną, tym bardziej fajnie. Oczywiście nie pojedziemy na licznik, tak to tu nie ma. Pierwsza cena, dwadzieścia tysięcy, sporo, będziemy się targować. Zeszliśmy do piętnastu, było około dwudziestu kilometrów, więc jest ok.
Ruch szalony, ale bez przesady. Jedziemy równo po obrzeżach miasta, syf straszny. Do miasta wjeżdżamy na chwilę przed końcem podróży, te syf, ale miejski. Zabudowa podobna do Mandalay, niezbyt wysoka. Rzędy budynków wzdłuż ulic i już. Nasz budynek nowy, w środku czyściutko, płacę za pokój i jedziemy windą na szóste piętro. Typowy miejski hotel, do spania, nie do podziwiania. Ale robi doskonałe wrażenie, wszystko nowe i bardzo nowoczesne. Pokój, jak w Mandalay, absolutnie doskonały. Duży, świetnie wyposażony i znakomicie urządzony. Ileż to już razy Birma znów zaskakuje. Będzie nam tu bardzo, bardzo wygodnie. To, że okno wychodzi na ścianę sąsiedniego budynku nie ma żadnego znaczenia, po co nam okno z widokiem, ważne, że jest. Jackie Chan mógłby tędy schodzić na dół skacząc po klimatyzatorach.
Walimy się jeszcze trochę dospać, bo jest dopiero siódma, na tą godzinę mieliśmy dojechać na dworzec, a już jesteśmy w hotelu. Jeszcze jeden dodatni plus.


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019