Świat jest nie tylko nieskończenie wielki, jest także nieskończenie piękny. Tak jest po prostu zbudowany, koniec i kropka. Jeśli tego nie widzimy, to tylko i wyłącznie nasza wina, nasz problem. Jemu jest to absolutnie obojętne, dostaliśmy możliwość doświadczania tego piękna, i tylko od nas zależy czy z niej skorzystamy.
Zagonieni w naszym mało sensownym staraniu, o sami nie wiemy co, przechodzimy obok tego, co najważniejsze. Trwonimy dany nam czas na rzeczy, które nie mają żadnego znaczenia. I nie widzimy tego, co jest sensem naszego istnienia. A jest nim bycie cząstką tego najwspanialszego ze światów, świadome uczestnictwo w cudzie istnienia. To jest bowiem sens wszystkiego, istnieć.
Wystarczy to zrozumieć, by przestać się bać wszystkiego, śmierci i cierpienia też. Wpisane są one w nasze istnienie i tylko akceptacja pozwala się wyrwać z zaklętego kręgu wiecznego pytania dlaczego? Tak postawione pytanie nie ma po prostu sensu, to wszystko, co istnieje jest tylko po to, żeby być, w wiecznej podróży przez czas i przestrzeń. Ta niekończąca się podróż jest jedynym powodem, dlaczego wszechświat istnieje. Dlaczego powstało życie. Dlaczego ja się urodziłem, dlaczego i po co jestem.
Pierwszy raz było na Bali, w świątyni Besakich, na zboczach wulkanu Agung. Patrząc w dół, na cud Bali rozpostarty wśród oceanu u moich stóp, poczułem że właśnie tak ma być, że jestem właśnie tu i teraz, szczęśliwy i spełniony. I nie ma takich bogactw tego świata, które by dały tyle szczęścia, ile może dać taka właśnie chwila.
Doktor Faust zaprzedał duszę diabłu, bo chciał aby ta chwila trwała wiecznie. A to nie jest po prostu możliwe. Samo przychodzi, samo odchodzi, tak to po prostu jest. Ale jest też rzecz w tym wszystkim najważniejsza. Nie znajdziesz szczęścia poza sobą, ono jest tylko i wyłącznie w tobie, gdy mu otworzysz drzwi, na pewno przez nie wejdzie.
Gdy je szczelnie zamkniesz swoim egoizmem, nie wedrze się nawet przez dziurkę od klucza. Ty masz klucz, otwórz te cholerne drzwi na oścież. Ale to nie jest takie proste, choć rozwiązanie jest absolutnie banalne. Żeby być szczęśliwym musisz po prostu pozbyć się własnego ja. A to jest cholernie trudne.
Żyjemy w społeczeństwie, które z ja zrobiło sens wszystkiego. Błąd, to tylko nieustanna droga ku coraz większemu cierpieniu. Wyzwolenie polega na porzuceniu swojego egoizmu i wejściu na drogę my zamiast ja. Przez my należy zrozumieć nie tylko naszych najbliższych, ale także wszystkich innych ludzi. Mało tego, nie tylko zwierzęta i rośliny, a więc to, co nazywamy materią ożywioną, ale także to, co błędnie nazywamy materią nieożywioną. Błędnie, bo wszystko, co jest, jest jednością, a nasze podziały wynikają, tylko i wyłącznie z niewiedzy.
Wierzę, że jeśli przetrwamy, co dziś stoi pod wielkim znakiem zapytania, odnajdziemy dowody na to, że wszechświat jest jednością, że wszystko jest ze sobą połączone, że wszystko ma sens i piękno.
Bądź dobry dla siebie, dla wszystkich innych, dla wszystkiego co jest, po prostu bądź. Ileż razy można powtarzać, że świata zmienić nie można, ale można zmienić siebie. A wtedy świat zmieni się sam. Wiem, mówiłem to niezliczoną ilość razy. Ale będę to powtarzał w kółko, tak długo, jak długo będzie bić moje serce. Bo to jest jedyny klucz do tych drzwi.
Co jest za nimi? Wszystko. Na najważniejsze pytanie, odpowiedź jest najprostsza. Więc jeśli chcesz mieć wszystko, zrezygnuj ze wszystkiego, co nie jest ci potrzebne. A tym, czego masz w nadmiarze dziel się z innymi. Czy to jest naprawdę takie trudne do zrozumienia? Czy takie życie jest trudne? Nie, jest beznadziejnie proste i łatwe. Nie ma żadnej trudności, by być szczęśliwym już na tym „łez padole”. Bo jest wciąż najpiękniejszy ze światów, tylko nam tak trudno to pojąć.
Wyruszyłem do Birmy w podróż mojego życia. I tak właśnie się stało, widać dokładnie tak miało być. Nie odnalazłem jeszcze absolutnego spokoju, pewnie go nie odnajdę nigdy. Ale na mojej ścieżce zrobiłem ogromny krok naprzód. Tu, w jednym z najbiedniejszych krajów świata, wśród ludzi, którzy w zasadzie nic nie mają, widać najwyraźniej, co ma a co nie ma sensu.
Wiedziałem, że tak jest, nie ja pierwszy i nie ostatni wyruszyłem w tą podróż. Ale wiedzieć a czuć, to ogromna różnica. To, czego tu doświadczam utwierdza mnie w przekonaniu, że tylko krocząc drogą dobra, można odnaleźć szczęście, można poznać i doświadczyć sensu istnienia.
Po jednej stronie drogi prowadzącej z Ngaung Y do Bagan, jest hotel Umbra, w którym mieszkamy. Może nie luksus, ale zdecydowanie kwintesencja naszego „stylu życia”. Droga jest jak lustro, po jej drugiej stronie jest nędza, trud i znój życia. Ale jest tam to coś, czego nawet w Dubaju nie znajdziesz. Po drugiej stronie lustra jest dowód triumfu ducha nad materią. Wystarczy przejść przez ulicę. Zaraz tam idę i nie wiem, czy warto wracać?