Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Mediolan i Bergamo    Bergamo
Zwiń mapę
2018
13
maj

Bergamo

 
Włochy
Włochy, Bergamo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1188 km
 
Wszystko zaczyna się i kończy na „stazione”. Dziś jedziemy zwiedzać Citta Alta, czyli po prostu stare miasto, przystanek oczywiście na placu przed stacją kolejową. To centralny punkt komunikacyjny Bergamo, w jednym miejscu mamy wszystkie publiczne środki komunikacji.
Dziś będziemy dużo jeździć, więc opłaca się kupić bilet jednodniowy na wszystkie strefy, za pięć euro. Upoważnia do dowolnej ilości kursów autobusem i kolejkami górskimi w obrębie starego miasta a także autobusem na lotnisko.
Musimy też pozbyć się walizek, które zostawiamy w przechowalni, oczywiście na „stazione”. Cena? Mnie powaliło, za siedem godzin i cztery walizki policzyli nam 36 euro. Z „coperto” pewnie. Rozbój na prostej drodze, ale wyjścia nie mamy.
Na stare miasto jeździ autobus linii 1A. Marcin tak się przejął, że zaczął się modlić o jego rychły przyjazd, przynajmniej tak to wygląda na zdjęciu. Czy pomogło? Nie wykluczone, bo za kilka minut autobus podjechał i zasuwamy w górę.

Po drodze widzimy pozostające w dole nowe Bergamo, a my cofamy się w czasie aż do XI wieku, bo najstarsze zabytkowe budowle z tego okresu pochodzą. Pogoda się zdecydowanie popsuła, padało i z pewnością jeszcze będzie, kwestia kiedy i ile.

Autobus zatrzymuje się przed miejskimi murami, w lewo wiedzie droga na wzgórze San Vigilio, w prawo do miasta. To wiem teraz, bo zamiast sprawdzić wszystko na mapie, tak sobie po prostu poszliśmy, gdzie nogi poniosły. A poniosły w lewo, w stronę wzgórza, nie miasta.
Kilka kroków i trafiamy na Funicolare San Viglio, czyli kolejkę górską na sam szczyt. A ja na to tak, później pojedziemy nią na wzgórze, na razie sobie pospacerujemy. I sobie spacerujemy, coraz wyżej i coraz wyżej, coraz stromiej i coraz mniej powietrza w płucach a serducho zaczyna walić. Gdy już miałem dość, doszliśmy do szczytu San Viglio, skąd mamy cudowną panoramę, nie tylko na Bergamo ale także na Citta Alta.
Teraz możemy sobie kolejką zjechać na dół, miało być odwrotnie a wyszło jak zwykle, czyli inaczej. Ale ja już dawno przestałem się takimi historiami przejmować. Na szczycie jest mały park, gdzie można odpocząć, zwłaszcza gdy lać zaczyna. A zaczęło i na szczęście zaraz przestało.
Wracamy do końcowej, tym razem stacji kolejki i zjeżdżamy w dół. Teraz idziemy do właściwego miasta. Po przejściu przez miejską bramę znajdujemy się na dziedzińcu, który powstał właśnie w XI wieku. Na eksponowanym miejscu stoi kolejny dinozaur, ale o tym już pisałem. W podcieniach jest mały bazarek z rękodziełem artystycznym, w tym wyroby lokalne i takie tam „kurzołapy” i świecidełka dla pań. Ceny, jak zawsze, prohibicyjne.

Stąd prowadzi nas główna ulica miasta, Via Bartolomeo Colleoni. Jako, że jesteśmy w średniowiecznym mieście, jest raczej wąsko. A ludzi mrowie, na dodatek niedziela, więc jest szczególnie tłoczno. Wzdłuż ulicy sklepy, sklepy i knajpy. A czego innego można się było spodziewać? Kupowanie i jedzenie stało się esencją funkcjonowania naszej rasy, więc tu nie może być inaczej. I tak fart, że najwięcej jest sklepików sprzedających lokalne produkty a gastronomia też raczej lokalna, choć burgery też sprzedają.
Zauroczyły mnie dwa sklepy sprzedające grzyby pod różną postacią, suszone, marynowane, świeże oraz różne pasty. Kupiłem dwa małe słoiczki pasty z czarnymi truflami, zobaczymy jak smakuje słynne spaghetti. Przepis jest banalnie prosty, roztapiamy ze dwie łyżki masła, podsmażamy chwilę pastę, dodajemy ugotowany makaron i mieszamy aż pasta oblepi ciasto. Podajemy obficie posypane tartym serem, parmezan lub podobnym. I to wszystko.

Jeśli zejdziesz z głównego deptaku, znajdziesz się w zupełnej ciszy, w bocznych uliczkach trudno spotkać przechodnia a miasto sprawia wrażenie wyludnionego. Więc jeśli masz dość tego gwaru i tłoku, po prostu idź gdziekolwiek, byle dalej od Via Bartolomeo Colleoni.

Utarty szlak prowadzi do Piazza Vecchia i tu kończy się szlak, dalej tłum nie idzie. Gdy tam dotarliśmy, zaczęło znów padać, tym razem naprawdę.

Nie pozostało nam nic innego, niż uciec do kościoła, co akurat świetnie się składa. Nie dość, że i tak obowiązkowo trzeba Bazylikę Santa Maria Maggiore zobaczyć, to jeszcze trafiliśmy na mszę. Ponieważ jest niedziela, będziemy mieli zaliczone. A i deszcz nie pada, więc mamy same zyski. Koniecznie też trzeba zajrzeć po sąsiedzku do Catedrale di Bergamo, też pięknie, może nawet piękniej.
Po tej duchowej strawie, pora na zaspokojenie ciała. A brzuszki puste, trzeba zatem znaleźć jakąś tanią knajpę, najlepiej taką, gdzie nie pobierają „coperto”. Polecam Nessi Bergamo Alta, pizzeria i cukiernia znajduje się na końcu Via Gambito, która jest przedłużeniem Via Bartolomeo Colleoni. Kończy się małym placykiem, gdzie zresztą znajduje się kolejka górska łącząca dolne Bergamo z Citta Alta. Na rogu placyku jest właśnie ta knajpa.

Na zdjęciu możecie zobaczyć część, z produktów, które można tu zjeść. Pizza jest na wagę, ceny zaczynają się od jakiś dziesięciu euro za kilo i idą dynamicznie w górę. Ale i tak nie widziałem nigdzie tańszej a wybór przyprawia o zawrót głowy. I co najważniejsze, tu jest samoobsługa, wiec nie dolicza nam 20% za nic, czyli podanie.
I nie trzeba jeść na stojąco, ewentualnie na stołku barowym przy wąskiej ladzie wzdłuż lokalu. Na piętrze jest sala ze stolikami, tylko trzeba wolny upolować. Nam się udało, bo właśnie jeden się zwalniał. Mało tego, po sąsiedzku siedzi „wieczór panieński”. No nie całkiem siedzi, bo dwie już polegują na stoliku. Trudy „czelendżu” dają się jednak we znaki a w miarę upływu czasu w grze pozostają tylko najsilniejsi. Tylko patrzeć jak Polsat lub TVN kupią gdzieś licencję na taki program. Bo, żeby sami wymyślili, to raczej nie wchodzi w rachubę.
Pizza jest tym razem na grubym cieście, zamawiamy kilka różnych, żeby się podelektować. Podają ją pociętą na małe kęsy, co znacznie usprawnia „social eating”, sam to w tej chwili wymyśliłem. Ale tylko patrzeć, jak taka opcja pojawi się na facebooku, bo co ja wymyślę, w dzikiej Ameryce za jakiś rok to „odkrywają”. A ja goło i wesoło, taka karma i nie ma co się denerwować.
Citta Alta to nie jest dzielnica dla ubogich, ani duchem ani, przede wszystkim portfelem. Na prawie całym terenie jest zakaz ruchu dla samochodów ale nie dotyczy to mieszkańców.
Oto jeden z nich wyjeżdżający ze mszy świętej w bazylice, na biednego jak widać nie trafiło.
Gdy wyszliśmy przejedzeni z pizzerii, znów stał się cud, na niebie absolutnie żadnej chmurki, jest jak we Włoszech lazurowo.
Teraz musze latać po tych samych miejscach, w których już byłem i jeszcze raz robić zdjęcia, bo poprzednie, robione w szarości się kompletnie nie nadają. To latam a Gosia się opala, taki podział ról.
Przy okazji idziemy z Marcinem na spacer z koncepcją znalezienia miejsca, skąd widać góry.
Udajemy się do Parco della Rocca e Fauna Orobica, na szczycie wzgórza. Po drodze mogę po raz pierwszy zobaczyć drzewo, na którym rosną pistacje. Jeszcze nie obrane, nie uprażone i nie posolone. A przede wszystkim nie dojrzałe, do zbiorów jeszcze daleko.
Na szczycie widać w tle Fort of Bergamo.
I rzeczywiście, z parku roztacza się wspaniały widok na góry i okolice. Bergamo leży u samego podnóża wysokich gór, widać skaliste szczyty, na niektórych jeszcze leży śnieg.
A pod nami Bergamo, niekończąca się panorama beżowych domów i czerwonych dachów.


Oraz miejscowy stadion, na którym dziś odbędzie się mecz Atalanty Bergamo z Interem Mediolan. Gdy już wróciliśmy na dół i czekaliśmy na autobus na lotnisko, zaroiło się od policji. Motory i radiowozy gnające na sygnale a potem kawalkada autobusów z kibicami Interu. Miejscowi pokazywali im znak pozdrowienia z wystającym palcem wskazującym a oni odpowiadali tym samym. Mecz zakończył się wynikiem 1:1. Taki sam był wynik w czerwonych kartkach a o wyniku burd na trybunach nie napisali. Jak by na to nie patrzeć, kibice piłkarscy są niezbitym dowodem na teorię pochodzenia człowieka. Oni jeszcze z drzewa nie zeszli.

I są góry, typowy Włoski krajobraz, zalesione wzgórza z malowniczymi willami na szczytach i stokach, a w tle Alpy. Tego właśnie chciałem i to właśnie mam. Idziemy dalej wkoło parku. Po jego drugiej stronie mamy piękny widok na wzgórze Viglio a bardziej w lewo na dachy starego miasta. Kto tu nie dotrze, niech żałuje, naprawdę te widoki zatykają dech w piersiach, oj warto było się trochę wspinać.


Mimo, że znajdujemy się na północy Włoch, klimat jest tu też dość łagodny, Alpy skutecznie zatrzymują zimne powietrze z północy. Stad nawet tu nierzadko widać pióropusze palm, a tam gdzie palmy, tam zawsze jest fajnie.
Te rosną wzdłuż muru otaczającego twierdzę, od południowej, cieplejszej strony. Jak widać mają nawet kwiaty, co oznacza, że być może owoce późną jesienią dojrzeją. Nie jest to takie pewne, bo daktyle robią się dojrzałe dopiero zimą ale jak wrócę do domu to spytam doktorka Googla, może on wie.
Powoli pora zbierać się do domu, to znaczy do dolnego Bergamo, bo domu już od rana nie mamy. Tak się ostatnio składa, że przylatujemy późno wieczorem a doba hotelowa zwykle kończy się po śniadaniu. Może by tak Ryanair zaczął latać o świcie, ale próżne te nadzieje, lata wieczorami, bo opłaty lotniskowe wtedy mniejsze.
Kupujemy ostatnie pamiątki i idziemy na przystanek. Autobus już czeka i w kilka minut docieramy na „stazione”. Odbieramy bagaże i czekamy na autobus, kierunek lotnisko. Ostatni widok na Bergamo, ulica, przy której mieszkaliśmy i stare miasto w tle, cudne i tyle.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019