Zwykle podchodzę do prognoz pogody ze sporą rezerwą. Dziś jednak z ulgą przyjęliśmy, że ostatnie okazały się trafne, mamy dziś lato w pełnym wymiarze. Chmury poleciały gdzieś do Polski, żeby zebraną wilgoć zrzucić w postaci opadów śniegu. Szykujcie się na narty, my idziemy na plażę.
W pełnym słońcu miasto wygląda jeszcze fajniej, kolory nabrały kolorów a ludzie masowo wylegli na ulice. Zaczęło się w czwartek czyli arabską sobotę. Wieczorem tłum wypełniał główne deptaki. Piątek, dzień święty więc znów od rana mrowisko. Dziś sobota, znaczy weekend, no to znów to samo. Jutro będzie niedziela to samo się rozumie. W ten sposób jak się zacznie w czwartek wieczorem koniec dopiero w niedzielę. Tak to można żyć.
A że pogoda jak w lecie (polskim) to aż się żyć chce. Nam zdecydowanie też. Basia siedzi nad oceanem i gada do siebie, lato, lato, lato. Może w tajemnicy kupiła sobie ciastko.
Wracając do jedzenia, wczoraj byliśmy na kolacji w knajpie po sąsiedzku. Dupy nie urwało, kuchnia domowa ale kucharka chyba specjalnego talentu nie ma. Dobrze, że mięso przynajmniej było dobrze upieczone i rozpływało się w ustach. Ale jadłem już tu dużo lepiej. Najgorsze, że wczorajsza kolacja poważnie zaszkodziła Eli i jest nas o jedną osobę mniej bo Ela leży i w jeden dzień się nie skończy. Więcej tam nie idziemy.
Za to trafiliśmy na stoisko, gdzie można kupić KISZ !!! i inne francuskie wypieki. Prowadzi je Europejka ale w Marokańskich cenach. No to kupiliśmy prawie wszystko co było wystawione. Wyglądało wspaniale, gdy w domu wreszcie się wpiłem w kawałek wegetariańskiej niby pizzy, oczy mi wyszły z orbit. Takie rzeczy to ja lubię.
I wreszcie poszedłem zwiedzić port. Wcale nie cuchnął tak, jak mi Gosia opowiadała. Za to wyglądał że ło rany. Cudowne miejsce, stary, od setek lat nie zmieniony a ciągle wypływają z niego takie same łodzie, jak przed wiekami.
I tam się dowiedzieliśmy, że POLSKA JEST DE BEST, tak przynajmniej utrzymywał gość sprzedający wyciskane soki. Miło, że są miejsca gdzie Polacy mają dobrą opinię. Pewnie dlatego, że nie ma tu hoteli 5* all inclusive, więc „Janusze” tu z pewnością nie docierają i marki nam nie psują. Co oni by zresztą w Essaouirze robili?
Na plaży słońce praży i nawet była z nami Monika, ale nie córka ratownika tylko kolejarza. Byli też szaleńcy kąpiący się w oceanie, w tym surferzy. Jolka dała po łydki, ja nawet się do wody nie zbliżam. A Gosia nawet z nami nie poszła, tylko obsmażała się na dachu. Mamy śliczny taras, największe pomieszczenie w naszym domu.
Dziś wieczorem jesteśmy zaproszeni na wieczorek do Riadu Gloria, gdzie mieszkaliśmy rok temu. Dlatego najpierw wycieczka do jednego z dwóch w mieście sklepów z alkoholem. Tam można zobaczyć sceny niesłychane. Przy mnie sprzedawca przelewał miejscowemu czerwone wino w butelkę po coca coli. Trudno o lepszy przykład religijnej obłudy. Tu sprzedawca znów mówi po polsku, ale to akurat nikogo nie powinno dziwić. Bo gdzie jak gdzie ale drogę do monopolowego każdy Polak zna.
I tak właśnie żyje się w Essaouirze, nie wiem, czy ktoś wyjechał stąd niezadowolony a zwykle wszyscy chcą tu wrócić. Basia już przepadła, za rok o tej samej porze. I wszystkich czytających ten wpis namawiam, to naprawdę cudowne miasto. Zwłaszcza, że nasze lato jest tu w zimie a ferie w Maroku tańsze niż w Polsce. Pakujcie się, jest jeszcze kilka wolnych pokoi.