Dnia piątego koniec nyc nie robienia, trzeba coś w końcu zaliczyć. Wiesławy do MBK nadrobić zaległości zakupowe a my na zwiedzanie. Nie byliśmy jeszcze w Lumhini Park, to jedziemy. Autobusem, bo to i "honorowo" i tanio. Oboje utraciliśmy płynność finansową, koniec balu, teraz będzie turystyka za jeden uśmiech.
Autobusy w Bangkoku są nie tylko tanie ale zwykłe linie są DARMOWE. To dopiero widomość, ludziska, możecie jeździć po całym mieście za darmo. Tylko wsiadać i jechać. Bangok ma nową atrakcję, jakby ich do tej pory brakowało.
47 to nasz numer. Zwykłe linie to strasznie stare ruple znane z filmów o Indiach. Klima to otwarte okna i dechy na podłodze. Ale siedzenia miękkie. Jazda po Bangkoku polega na szybkich skokach od korka do korka. Po jakiś pięciu skokach docieramy na miejsce. Po drodze mijamy MBK życząc Wiesławowi, żeby się trzymał, za portwel.
Bangkok ma ambicję bycia Nowym Jorkiem w Indochinach. Dlatego ma też swój Central Park. Wygląda jak oryginał, no prawie, tu wszystko jest prawie. Dziś było pusto i cicho, w środku dnia i środku tygodnia pełno było tylko jaszczurów.
I po to właśnie przyjechaliśmy. Jak pawie w Łazienkach, tu pod nogami plączą się warany, takie do półtora metra długości. Zdecydowanie lepiej trzymać się na dystans. Mają w gębach bakterie o jakich się naszym lekarzom nie śniło. Gosia jest wniebowzięta i o to chodziło.
Jaszczury zaliczone, pora wracać. Idziemy na przystanek, po kilku minutach jest autobus 47, ale przelatuje prawym pasem na wiadukt i tyle go było. Nic dziwnego, że oprócz nas nikogo na przystanku nie było.
Idziemy więc pod prąd szukać czegoś prawdziwego a nie atrapy. Jest przystanek, są ludzie i autobusy się zatrzymują. Uwaga, w Bangoku należy autobusy łapać jak taksówki, nie machniesz, nie stanie. Trzeba też być czujnym, bo w korkach stają do 50 metrów przed przystankiem i tyle go było. Mogą też stawać na drugim i trzecim pasie, wtedy trzeba zygzakiem między samochodami. Ale za to są za darmo.
Jedziemy, gdy jesteśmy już blisko naszej dzielnicy, koniec, zjazd do zajezdni. No to czekamy na następny, jest za kilka minut. Przejeżdżamy jeden przystanek i ... zjazd do zajezdni. Do trzech razy sztuka. Nie wsiadajcie do autbusów z wywieszoną czerwoną blachą zaraz za pierwszym oknem po lewej stronie.
Jeszcze tylko wołowina sosie cytrynowym a tak naprawdę po prostu po Tajsku, czyli ja nie jestem w stanie. Byłem tak głodny, że zjadłem. Pożar gasiłem ryżem potem śmietanką do kawy. Pomogło. Pamiętajcie, woda i napoje nic nie pomogą, tylko pogorszą sprawę. Kleisty ryż lub coś mlecznego. To pomaga.
Pakujemy się, jutro od świtu do zmierzchu podróż na Lantę.