Obudził nas nie szum a łoskot deszczu o dach bungalowu. Około szóstej. Skąd my to znamy. Tydzień temu było tak samo a dalej było tylko straszniej. Czeka nas powtórka z rozrywki?
Wstaliśmy godzinę później i już tylko kropiło.
Dużo nie jadłem bo jak ma nas znowu bujać to wolę mieć pusty żołądek. Tum razem nie musieliśmy targać walizek po piasku zawieźli nas motorkiem z przyczepą
I nawet molo zbudowali.
Morze na szczęście było spokojne. Powtórki nie było.
W Pak Bara już na nas czekali. Wygodna taksówka i za godzinę jesteśmy w Tammalang. Tym razem puchy. Kupujemy bilety na Langkawi i idziemy na obiad. Za dwa zapłaciliśmy około 100 bht
Tyle się należy a na Koh Lipe drą skórę z turystów ile się da.
Pogoda już lepsza. Na pożegnanie Tajlandii jest pięknie
Docieramy na Langkawi. Gosia myk do duty free po paliwo i papierosy. Taksówka do motelu 25myr.
Nasz motel jest na kompletnym wygonie
Jest droga motel i nic. Zakupów nie będzie
Dobrze że mamy wszystko.
Pan się pyta czy zamiast pokoju może nam dać dom. Za 90 złotych
Czemu nie. I mamy trzy sypialne z łazienkami ogromny salon kuchnię i taras z takim widokiem że kurcze blade. Pod nami zielone sady i pola opadające do morza. Cudo i już.
Siedzimy na tarasie do późnej nocy. To nam się trafiło. I nie ma chińczyków.