Budzę się coraz wcześniej. Dziś nawet bez pomocy chińczyków odzyskałem świadomość zaraz po ósmej. Na zewnątrz oczywiście słońce. Wczoraj też było ale tylko do śniadania. A po południu jak zaczęło lać tak lało do nocy.
Sprawa wygląda tak. Toczy się wojna pomiędzy siłami ciemności po lewej i jasności po prawej. Dokładnie tak to wygląda jak stanę na plaży. Z lewej czarne chmury z prawej białe obłoki. A my w środku. Dziś cały dzień szala się przechylała to na jedną to na drugą stronę. Ale po 15 siły jasności zwyciężyły. Nad nami białe obłoki i niebo błękitne i palące słońce.
Teraz Koh Lipe wygląda jak przedsionek raju. Widok za wszystkie gwiazdki tego świata.
Idę kolejny raz poszukać ochłody w ukradzionej z pocztówki szmaragdowej wodzie. Koh Lipe warta każdego wysiłku. Jest po prostu cudnie.