Obudziły nas trzy budziki. Noc ciemna i jak się chce dalej spać. Tylko wyszliśmy na taras lunęło nie na żarty. Jak w tropikach. Trzeba było do środka uciekać. Jak w końcu przestało to znów zaczęło. Dostaliśmy śniadanie i trzeba było jechać. Zanim doszliśmy do recepcji byliśmy mokrzy. Wiozła nas młoda. To córka szefowej. Wyglądało jakby dziecko siedziało za kierownicą. Jechała powoli bo znów lało. Na przystani był już tylko kapuśniaczek.
Jest 8 a prom o 9 damy radę. Ale Because of Ramadan prom dziś o 10:30. I co tego że Ramadan się skończył. Będzie tak do 8 lipca
A to oznacza że nie zdążymy na prom w Pak Bara. I jesteśmy w czarnej dupie.
Podszedł do mnie młody z plecakiem. Też się spieszy na prom do Satun. Pogadaliśmy chwilę po angielsku a potem przeszliśmy na polski. Tak jest dużo wygodniej. Młody podróżuje po całej Azji
Sam. Niezły gość. Okienko otworzyli prawie o 10. Prom wypłynął koło 11. Czarna dupa. Trzeba będzie szukać transportu do Pak Bara i noclegu. A także biletów na prom na jutro. I za wszystko zapłacić. Drugi raz. I to wszystko Because of Ramadan.
Dopłynęliśmy koło południa. Na brzegu koszmarna kolejka do odprawy. Ciągle łażą naganiacze i proponują transport. Na Koh Lipe też. DZIŚ!
Podobno jest prom o 14. Tylko kolejka idzie jak krew z nosa.
Następny news. Ponoć na nas czekają. Co jest kurwa grane. O 12:45 wychodzimy. Jest taksówka to jedziemy. W Pak Bara jesteśmy o 13:50. Idziemy na prom. Speedboat odpływa o 14:30. I wszystko gra tylko ja już z tego nic nie rozumiem. Widoczne mamy dziś dobrą karmę. W końcu jesteśmy w Azji.
Speedboat zabiera około 80 osób. Będziemy siedzieć jak sardynki w puszce. Na morzu fala dochodzi do półtora metra. I wieje więc będzie bujało.
Gy wychodzimy z portu zaczyna się to co do tej pory oglądałem wyłącznie w telewizji. Ale to były programy o sportach ekstremalnych. A my tylko chcemy się dostać na Koh Lipe.
Rusza kolejka górska a właściwie morska. Wszyscy krzyczą niektórzy wymiotują a jeszcze inni sinieją ze strachu. Gdy po półtora godzinie skakania w powietrze i opadania z hukiem na wodę Speedboat wreszcie zwalnia wszyscy czują wielką ulgę.
Na Koh Lipe nie ma mola. Wysadzili nas jak desant. Do wody z walizkami.
Deszcz jakby mniejszy ale pada. Leziemy po plaży z walizkami. Gosi pomógł miejscowy. Baht zapłać. Po drodze wyluzowana turystka pyta mnie jak było. Very interesting madame.
Wapi Resort jest cudny. Zadbany czysty i przyjazny. Dostaliśmy domek w drugim rzędzie ale z częściowym widokiem na morze. W środku aż nadto. Porządne trzy gwiazdki. I wszystko działa.
Pora iść w noc zobaczyć co tu się dzieje. Koh Lipe is closed because of rainy season. No to skąd te tabuny ludzi? Z Chin oczywiście. Już niedługo nie będzie gdzie jeździć.
Na razie idziemy do knajpy. Tu podają sto rodzajów panacaków. I szejki i pad siew nodle i changa. Jak się bawić to tylko w Tajlandii.