Dobrze że wybraliśmy wycieczkę po południu bo znów wstaliśmy ledwo przed południem. Jak zjedliśmy śniadanie to długo już nie trzeba było czekać. Aha przypomniało mi się że zniknęło pranie chińczyków. Oni też zniknęli ale cóż znaczy tuzin chińczyków wobec nieprzeliczonej masy całego plemienia Han.
Przejechaliśmy w drodze do portu cały Pantai Cenang. Kompletnie nic ciekawego. Nikomu nie polecam tam mieszkać. Nic dziwnego że nasz resort ma takie oceny.
Po drodze zabraliśmy ... chińczyków i parę hindusów w podróży poślubnej. I tą ekipą wsiadamy na motorówkę. Gaz do dechy i wiatr we włosach. Wokół Langkawi roi się od małych wulkanicznych wysp. Całkiem jak w Tajlandii. Ale jak ma być skoro "magic thailand" jest o rzut beretem.
Wycieczka piękna wyspy śliczne co tu opowiadać. Znacznie lepiej przyjechać i zobaczyć. Langkawi jest w Malezji wyjątkiem bo to strefa wolnocłowa. Używki tu tanie w przeciwieństwie do innych miejsc. Więc jest bardzo podobnie do Tajlandii.
Wracając zobaczył że tajska knajpa wygląda na otwartą więc wysiedliśmy z busa. Otwarta była ale jedzenie dają po zachodzie słońca. No to się najadłem ciastek ze sklepu.
Idziemy do domu.
Wieczór jak codziennie. Cisza magic sunset czytamy słuchamy led zeppelin i jemy ciastka. I popijamy co kto ma w lodówce. Cudowne miejsce tylko ramadanu radzę unikać.