Ranek. A konkretnie o 11:30 udało nam się wstać. Tym sposobem poszedłem po śniadanie gdy miejscowi jedli lunch. Tak czy siak tłok w chińskich knajpach ogromny. Za to w muzułmańskich puchy
... ramadan. Wczoraj wieczorem był klops więc dziś się nie dam zrobić w konia. Nabyłem na wynos char siu z dodatkową obrzydliwe tłustą wieprzowiną. Przez wieprzowinę rozumiem tłusty boczek oczywiście. Jak wyrzuciłem woreczek z esencją ostrości smakowało zajebiście.
Gosia jadła kanapki z kabanosami i żółtym serem. Co kto lubi to je. Jesteśmy w końcu w tyglu narodów i kuchni.
Jedziemy do Bukt Bintang. To centrum zakupowe KL. Mowa oczywiście o zakupach w markowych sklepach. Pełno tu luksusowych galerii ale nie tylko. Najpierw jednak poszliśmy na pobliski przystanek darmowej linii autobusowej Go KL. Na dwóch liniach co kilka minut jeżdżą co kilka minut klimatyzowane autobusy i to całkiem darmo. A my kiedyś zasuwaliśmy na piechotę. W tym upale. Dziś po 15 minutach byliśmy w centrum.
Po drodze znów myślałem dlaczego nie Warszawa?
Przecież to miasto podobnej wielkości. Przecież PKB na głowę w Malezji takie jak w Polsce. A kurwa jaka różnica. Szlag człowieka trafia.
Zobaczyliśmy narobiliśmy zdjęć i poszliśmy na Jalan Ampang. To mekka wielbicieli niezdrowego jedzenia. Dużo niezdrowo i tanio. Wszystkim polecam.
Zaraz obok znaleźliśmy sklepy gdzie ceny na "markowe" towary sięgnęły dna. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Tak nas robią. Wszystko tańsze niż u nas 10 razy. Co do jakości to niedawno szef ali baby powiedział że są lepsze od "oryginalnych". I miał rację.
Gdyby nie 15 kg limitu w samolocie na Langkawi to byśmy wrócili jak wielbłądy.
Wróciliśmy tym samym autobusem.
Pora na kawę. Na przeciwko hotelu 5 Elements jest niepozorna kawiarnia Amo. Ale zobaczcie jak tam podają kawę. I smakuje równie wybornie jak wygląda.
Na obiad Gosia zjadła już tylko zupę dahl a ja kurczaka miodzie na ostro i placek naan. O kurczak jakie to było pyszne.
Potem kupiłem worek bułeczek siew pau na kolację i koniec wycieczki na dziś.
Po kolacji basen na dachu hotelu z widokiem na menarę i dwie wieże. Deklasacja. Socjaliści tak się mie zachowują ale w końcu są wakacje.
No dobra jeszcze ze dwie puszki soku ananasowego i idę spać.
Jutro o 11 wyjeżdżamy na lotnisko więc trzeba wstać wcześniej żeby zdążyć zjeść coś niezdrowego.
A po południu cisza i plaża na Langkawi.