Cały kolejny dzień w plecy. Trzeba się było wyspać, potem najeść. Zrobiło się południe, taksówka zamówiona na 14:40, za mało czasu żeby cokolwiek. No to siedzimy w Riadzie i rozwiązujemy krzyżówki. Potem gramy w milionerów.
Przyłazi po nas wysłannik i trzeba iść. Po medinie nie jeżdżą samochody, więc istnieje tu zawód "wózkowego". Ci faceci wyposażeni w dwukółki zapewniają transport towarów po wąskich uliczkach starego miasta. Taki właśnie wózkarz przyszedł zaprowadzić nas do taksówki, która czekała na nas aż na obrzeżach Jemma el Fna. Daliśmy mu osobno do ręki, bo pewnie od taksówkarza dostał góra parę dirhamów. Dodatkowe dwadzieścia na pewno mu dzień ciężkiej pracy osłodzi.
A pro po słodzi to wczoraj chciał nam drań policzyć po 4 dirhamy za racucha a miejscowi płacą 1. Skończyło się na 2 ale awanturę musiałem zrobić porządną. Chytry dwa razy traci, to jeszcze do nich mnie dotarło.
Samolot spóźnił się dwie godziny, do Berlina dolecieliśmy o pierwszej w nocy, spać koło trzeciej, kompletna kaszana.