Kaszana zaczyna się od tego, że nawet najkrótsza podróż zwykle rujnuje nam cały dzień wakacji. Weźmy wczoraj, jechaliśmy tylko trzy godziny z Essaouiry do Marrakeszu. Ale i tak cały dzień na nic. Bo zanim zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy się, już był czas wyjścia na dworzec. W Marrakeszu trzeba było dostać się do hotelu, zameldować i rozpakować. I już był wieczór. No to poszliśmy tylko na Jemma el Fna, zobaczyć jak to wygląda wieczorem. Z całego wyjazdu mieliśmy aż sześć dni z podróżą na dziesięć wszystkiego. Takich właśnie dni, gdy na używanie życia wiele nie zostaje. Dziś to samo, samolot mamy niby po południu ale na lotnisku trzeba być wcześniej, trzeba znów się spakować itd. itd. Następnym razem chyba będę musiał poważnie wziąć ten problem pod uwagę.
Jak już wspomniałem, wieczór spędziliśmy na Jemma el Fna, było bardzo tłoczno, bardzo głośno i bardzo smacznie. Jedną z najważniejszych atrakcji placu jest wieczorno nocna wyżerka na stanowiskach rozkładanych codziennie po południu. Tak jak "wyciskacze" pomarańczy urzędują od rana, tak "restauratorzy" zaczynają po południu i gotują do późnej nocy. Ileż to razy już widziałem Jemma al Fna w programach poświęconych kuchni. I zawsze podkreślali, że tu świetnie dają jeść. Oj dają, w tym tak egzotyczne dania jak mięso z baraniego łba, u nas chętnych nie było. Najedliśmy się marokańskich specjałów ale bez ekstrawagancji.
"Wyciskacze" promowali nowość w postaci mieszanki soku z pomarańczy oraz czerwonego grejfruta, bardzo bardzo udana koncepcja.
Panie oczywiście wpadły w szał kupowania ale to już standard, nie ma o czym pisać.
Idziemy spać, jutro podróż, jak dziś i jak pojutrze. Nie mam dobrego nastroju.