Swiatlo zgaslo. Spalo sie swietnie, wstalismy po osmej wyspani i gotowi na podroz w kierunku lata. Pyszne sniadanie z Tesco Ursynow plus Aldi Berlin, paluszki lizac.
Za oknem zima, rano bylo minus jedenascie stopni. Dosc tego, jedziemy tam gdzie cieplo.
Transport na lotnisko specjalnym busem po 3 EU od osoby. Ale najpierw zakupy w Getranke bo piwo w Maroku majatek kosztuje a tu ceny jak z dyskontow w Polsce.
Wszystko spakowane, czekamy w recepcji na transport. Za 3 EU od osoby zawioza nas cale dwa kilometry walizki na lotnisko. Latem pewnie bysmy poszli piechota bo jak 12 EU przeliczyc na piwo po 25 centow za duza puszke to sami wiedzicie. Jak na piwo to tylko do Vaterlandu, tylko zimno tu jak cholera.
Na lotnisku bylismy przed terminem. Zabrali nam na bagaz wszystkie walizki' to znaczy wielka walizke pelna piwa, przy tej ilosci koszt zwroci sie spokojnie, i bagaz kabinowy tez. Jak ladnie powiedziala Pani w okienku 'za darmo'. Pozbawieni garbow zbuszowalismy lotnisko. Gosia wyszla ze sklepow pachnaca i w pelnym makijazu. Nikt nic nie kupil, bo ceny takie ze strach sie bac. odzalowalem na kawe 2.30 i 3.20 na litr wody. Od Aldiego tylko 2 km. a taka roznica.
Odlot nieco sie opoznil ale moze w drodze nadrobimy. W samolocie ciasno jak diabli, siedzenia nieruchome i duszno, tanie linie i juz. Teraz na kawe musialem juz wywalic 3.50.
Mam nadzieje, ze taksowka na nas jakby co poczeka, wczoraj przyslali przypomnienie. Inaczej wpadniemy w lapy mafii i bedzie ostre targowanie.
Chyba juz nie jest daleko ale juz chcialbym wysiadac, zwlaszcza ze na miejscu slonce i 23 stopnie ciepla.
Maroko pod nami. Pogoda wyglada na wspaniala, pas gor przybrzeznych i dalej pustynia a za nia zielone pola i schodzimy w dol. Wreszcie zobaczylismy Atlas. Na zdjeciach z Marrakeszu czesto widac osniezone szczyty Atlasu ale z powodu malej przejzystosci powietrza zwykle nic nie widac. I jak tylko samolot sie znizyl gory zniknely. I pewnie juz ich nie zobaczymy.
Na lotnisku obylo sie bez problemow ale potem zaczal sie horror. Zaczac trzeba od tego, ze Pawel mial przed wyjazdem sen. Oczywiscie koszmarny i proczy. Snilo mu sie, ze zawiezli nas gdzies w srodek mediny i zostawili. Hotelu nie bylo i blakalismy sie po nocy nie mogac znalezc zadnego miejsca do spania.
I sen zamienil sie w rzeczywistosc.
Taksowkarz zawiozl nas na Medine i zostawil. Mielismy isc w prawo i w lewo i w prawo i juz hotel w zaulku. Hotel owszem byl, ale nie Riad Naya ale Riad Anya, mala rzecz ale robi roznice. Oczywiscie znalazlo sie od razu pelno pomocnikow, zeby nas wsadzic w kolejna taksowke. Wlaczylem GPS i okazalo sie, ze mamy kilometr do przejscia wiec idziemy. Przeszlismy kolo meczetu Koutubija i innych juz znanych nam miejsc. Wyglada, ze nie bedzie problemu. Do czasu gdy doszlismy do 'celu' pokazanego przez GPS.
Stoimy a tu nic nie ma. Absolutnie nic. Kto byl na jakiejkolwiek Medinie wie co to znaczy. Znalezlismy sie w 'czarnej dupie' i tyle. Spytalem sie o droge w najblizszej kawiarni. Pierwsza w lewo i zaraz bedzie. Tyle, ze opadlo nas pelno kolejnych 'pomocnikow' a to nigdy nie wrozy dobrze. I tak nas ciagali tam i z powrotem, zaden nie wiedzial gdzie jest Riad Naya ale kazdy chcial zarobic. Tak tu jest o czym wiem od dawna. Dlatego zawsze staram sie uniknac takich wlasnie sytuacji. Ale teraz klops, sami nic nie znajdziemy. I tak lazimy po ciemnych uliczkach, w lewo, w prawo, w tyl i znow w lewo i prawo. Caly czas mialem wlaczony GPS i widac bylo, jak krecimy sie w kolko.
W koncu ktos nas doprowadzil i poszedl ale zostalo dwoch 'pomocnikow', ktorzy nas tak wloczyli. I wtedy sie zwczelo. Oczywiscie chcieli mase kasy za nic. Awantura byla jak sie masz.
Chlopak z hotelu stal bezradny a my sie klocilismy. Tylko czekac jak nam gardla poderzna. Nie poderzneli, jakos sie ich pozbylem, wzieli, ile dalem ale jutro przyjda z bomba, to pewne.
Jak sprawdzilem mape z rzeczywistoscia roznilo sie o cale 25 metrow. Wystarczylo dobrze skrecic i juz. Rano pewnie okaze sie, ze wszystko jest proste.
Riad jest za to bardzo fajny, jak z filmow. Piekne patio i pokoje na dwoch pietrach. Wchodzi sie do nich z balkonow okalajacych patio. Wystroj w stylu 100 % egzotyki.
Ale dzis nigdzie nie wylazimy. Zjemy resztki pizzy z Tesco oraz to co zostalo z Aldiego w Berlinie. No i mamy cala walizke piwska. A rano sie zobaczy. W nocy wszystkie koty sa szare dopiero w dzien kazdy ma swoj kolor.
No to barykadujemy sie z nadzieja, ze do rana Riad Naya nie wyleci w powietrze. I Pawlowi ma sie kurwa juz nic nie snic. Najwyzej nie bedzie tydzien spal.
Miala byc egzotyka to jest.