Podroze ksztalca ale i mecza. Niby tylko piec godzin wygodnie pociagiem do Berlina, ale biorac pod uwage, ze musielismy wstac o czwartej rano tak milutko to nie bylo. Wszyscy jeszcze smacznie spali gdy my z walizkami szukalismy po calym naszym osiedlu taksowki, bo jak zawsze pojechala nie do tej bramy. Wszystko jak zwykle przez bogaczy. To oni podzielili osiedle na dwa i teraz taksowki maja problem. I kto mi powie, ze to nie pieniadz popsul swiat.
Na szczescie taksowkarz w koncu trafil i pojechalismy. Dziwnie jakos bylo zaczynac podroz w innym niz Okecie miejscu. Ale zdjecie Gosi na tle drzwi dworca jak zwykle zrobilem.
Zaczelo sie punktualnie ale skonczylo jak zawsze, prawie godzina opoznenia. Wiekszosc tej obsuwy przez akt terroru na kolei, bo jakis palant zapomnial wysiasc i pociagnal za hamulec bezpieczenstwa.Podobno zostal ujety i pojedzie teraz na wczasy w Guantanamo.
Berlin zimny i szary, wiatr hula po okolicach Hauptbanhof odbierajac checi do wloczenia sie po miescie. To stanowczo zla pora roku na takie historie. Skonczylo sie wiec na fotkach z Brama Brandemburska i spacerze po Unter Der Linden.
Uchodzcow nie stwierdzilismy. Nie mamy tez zadnych pamiatek, bo ja 5 EU za magnes na lodowke nie dam. Inne rzeczy jeszcze gorzej.
No to pojechalismy S-Bahn do hotelu. Mieszkamy pod samym lotniskiem na kompletnym zacupiu. Ale mamy w tym samym budynku Aldiego i wielki sklep z napojami. Tu z kolei jest sporo taniej niz u nas' wiec bedzie co robic caly dlugi wieczor.
Jutro lecimy o 13:30, wiec damy rade sie wyspac.
A w Maroku czeka nas slonce i cieplo.
Z zimnego Berlina nadwal Wasz korespondent.