Wiem że to już nudne ale muszę to znów napisać. To jest miasto dla mnie. Wszystko tu mi się podoba i nic na to nie poradzę. Jest gorąco nie do wytrzymania. Nie ma czym oddychać. Na ulicach korki po horyzont. Wszędzie pełno ludzi i wszystkiego innego. Bangkok tętni życiem i nie zasypia nigdy. Ale to jest też miasto wolnych ludzi. Nikt nikomu nie mówi co ma robić. Możesz sobie przylepić do kasku królicze uszy i pies z kulawą noga się za tobą nie obejrzy. To mekka orygiałów z całego świata. Mix kultur religii kuchni strojów i zwyczajów. Każdy może wyglądać i robić co chce.Są tylko dwie zasady Tajów które trzeba przestrzegać. Mów prawdę i bądź dobry dla innych. Reszta to twoja sprawa. I nie ma tu regulacji Unii Europejskiej.
Po śniadaniu pojechaliśmy autobusem 60 na Pratunam market. Jak zakupy to tylko tam.Wybór szalony ceny też. Zostawiamy całą walizkę. Po co z tym jeździć po świecie. Z Malezji przywieziemy drugą.
Wieslaw już wyruszył. W tej chwili leci do Abu Dhabi a my idziemy na kolację a potem piwko i spać.
Rano jedziemy limuzyną na lotnisko i doganiamy Wieśka w Singapurze. Tam z kolei nic nie wolno więc po dwóch dniach wiejemy do Malezji.
I jeszcze dwie uwagi do przewodnika. Japonki i Koreanki przeważnie występują w parach. Z kolei Australijki i Amerykanki w stadach od 5 do 7 sztuk. Taki lajf