Ostatni dzień w Wietnamie. Gosi smutno wyjeżdżać, bo bardzo polubiła Wietnam i wietnamczyków. I Sajgon, to według niej bardzo przyjazne miasto. Mnie też się podobało, mieszkaliśmy w świetnych warunkach z pysznymi śniadaniami. łupów mamy pół walizki a wrażeń pełne głowy.
Dziś zrobiliśmy jeszcze jeden "look" na Ban Phe Market. Kupiliśmy tyle "dzieł sztuki" miejscowej, że otwieramy po powrocie galerię. I co ważne dla oszczędnych, dziś zjedliśmy obiad na bazarze za jedyne 160 000 VND za całość. Prawdziwe uliczne żarcie, dobre i tanie. Jadłem lody z Duriana i teraz będę leciał starymi skarpetkami ze dwa dni.
Siedzimy w pokoju i czekamy na godzinę "zero" . Lądujemy w Bangkoku o 11 wieczorem i walimy się spać. Jutro też jedziemy na bazar, ale to już będzie Pratunam. Zostawimy walizkę w hotelu i potem dłuuuuugi wypoczynek na wyspie.
Wiesiek zadowolony na Lombok bo ... nie ma sklepów. Do usłyszenia jutro.