Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Do Sajgonu na sajgonki    Kupować wszystko
Zwiń mapę
2014
04
lip

Kupować wszystko

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8117 km
 
Kupujta co tylko sie da

Jak wczoraj poszliśmy coś zjeść to oczywiście zanim doszliśmy do pierwszej ulicznej knajpki mieliśmy już pełne siatki zakupów. Na każdym kroku "stallsy" z azjatyckim przemysłem przede wszystkim odzieży wszelakiej i całym badziewiem jakie tylko ta rasa jest w stanie wynyśleć. I wszystko za ceny "dostępne" czyli za półdarmo lub całkiem darmo. Zwłaszcza "firmówki" znanych zachodnich marek. Więc każdy "spacer" oznacza ni mniej ni więcej tylko człapanie od stoiska do stoiska. I zakupy, daleko w ten sposób nie dojdziemy. Dwie ulice do Khao San Road zdają się być nie do przejścia a co dopiero "wyrwanie" się gdzieś dalej. To już misja prawie nie wykonalna. Na razie muszę kupić walizkę, bo pojechałem z podręczną torbą ważącą wraz z całym moim "dobytkiem" ledwie trzy kilo. Jak będę wracał zrobi się z tego kilogramów ze trzydzieści.

Wracając jeszcze do dnia wczorajszego to wieczór był wielce "upojny" i "obżarty". Po peregrynacjach Rafała śladami Marka Wiensa postanowiłem podjąć wyzwanie i zamawiałem co tylko jeszcze nigdy nie jadłem. Wynik był "różny". Chineese style noodle with wegetables pycha, szerokie kluski w lekkim sosie sojowym to strzał w dziesiątkę. Chicken with garlic on rice też. Ale już Chicken with tamarind souce wypaliło mi cały przewód pokarmowy aż do samego końca. Było jeszcze coś "looks like" ale z tego wszystkiego zapomniałem nazwy. Już widzę, że próby rywalizacji z Rafałem są z góry skazane na porażkę i chyba się poddam. Teraz przy porannej kawie "sri in łan" czyli mojej ulubionej Moccona Espresso przegryzam "milk cakes" też reklamowane przez Marka Wiensa ale to akurat nie wydaje się być godne polecania, są takie sobie i nic więcej. No i owoce, tu już orgietka idzie na całego. jak zwykle zaczęliśmy od świerzo wyciskanego soku z pomarańczy. Jak dla mnie to zawsze numer jeden. Ten niepowtażalny słodko, cierpki smak miksu pomarańczy z mandarynką wprawia moje kubki smakowe w ekstazę. Tylko po przyjęciu kilku butelek zgaga gwaranowana. Do tego "szejki" czyli po prostu krojone owoce miksowane z lodem beż żadnych dodatów, każdy za całe 20THB. To leje się strumienami jak Chang, Leo i Singha czyli Tajska "święta trójca". Aha, poza sokiem z pomarańczy pojawiły się nowe, i tu padłem na twarz po spróbowaniu "soku" z mango. Ten zawiesisty syrop jest samą kwintesencją tego co tylko mango dać może. Tajowie uprawiają podobno około szesnastu gatunków tego owocu, w życiu się w tym nie połapię. A ów "sok" to samo mango z mango. Pyszny jest też sok z grenadiny, ba z kilku rodzjów grenadiny, inaczej zwanej "passion fruit". Pochłaniamy go z pasją na jaką zasługuje. Moja córka prosiła o przywiezienie tych owoców co wydaje się być wykonalne, choć żadko je można spotkać na stoiskach. Ale może się trafi przed wyjazdem, szansa jest. Jest też sok z arbuza, lekkie i delikatne muśnięcie lodowatego napoju z nutką słodyczy. I jeszcze jedno, sok ze świerzej guavy, o mój Boże, co ja mogę powiedzieć. To trzeba spróbować a chyba nigdy się nie przestanie.

Wrajacjąc do wczorajszego wieczoru to ktoś w końcu "zgasił światło" i padłem jak mój wnuczek z tym, że ja spałem całe dziewięć godzin. I dziś wstałem jak nowo narodzony. Po "jet lagu" ani śladu i jestem gotowy jeść i kupować. Jak zwykle pierwsze dni to ostre przekraczanie norm kosztorysowych wydatków ale mam nadzieję, że koniec końców saldo wyjdzie na pero, pero czyli zero. Nie mamy żadnych planów, więc idziemy na żywioł, co nam się zechce to będziemy robić, powłóczymy się po mieście bez specjalnego celu tak jak chciałem, to w końcu wakacje, pora na luz i relaks. I coraz bardziej to lubię, jestem już zmęczony "zaliczaniem" kolejnych turystycznych "must see". Może warto dać sobie więcej luzu i po prostu chłonąć Azję zwykłym byciem tu i teraz. Jakie to może być piękne.

Co do pogody to jak na porę deszczową przystało, słońce wali i pali jak w Egipcie. na niebie ani śladu chmur a gorąco powala po stu metrach na stołki w barach. Wczoraj ani kropli deszczu co jak na Bangkok w lipcu żadko się zdarza. No dobra, pora iść po walizkę a potem się zobaczy. Miłego dnia w Polsce jak już się obudzicie życzę wszystkim.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Ilona
Ilona - 2014-07-04 07:28
Owocowe szejki to coś za czym przepadam, nie ma nic pyszniejszego niż dojrzałe mango z lodem, a jak do tego dołożą jeszcze mleko skondensowane, to już odjazd ;)
Pogodowo u nas całkiem całkiem podobnie, polski weekend o dziwo ma być upalny, ponad 30 stopni. Tylko kurka palm tu brakuje ;p i całego tego boskiego otoczenia, które teraz tam chłoniesz. Ech.. jak ja za tym tęsknię.
 
farang
farang - 2014-07-05 22:32
świerzo niepowtażalny styl
 
dziobaki
dziobaki - 2014-07-07 08:14
Ile by się tam tych owoców nie jadło i piło shake'ów to i tak po powrocie stwierdzamy, że było za mało, niestety u nas takich smaków już nie znajdziemy. Mango jest the best! My zaraz po powrocie rzuciliśmy się też do robienia mrożonej kawy, która najczęściej ratowała nam życie w upale :)
 
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019