Aeroporto Ciampino to straszna dziura z jednym pasem startowym i małym budyneczkiem dworca. O tak późnej porze (22:45) chyba już nawet personelu w środku nie było, ja w każdym razie nikogo nie widziałem. To z kolei napawa mnie wielkim optymizmem, bo UE naprawdę się zrasta w jeden organizm a podróż do Rzymu niczym nie różni się od lotu do Gdańska czy Krakowa. Kto by się tego w starych czasach spodziewał ? Teraz musimy dotrzeć do hotelu. Gdybyśmy mogli przelecieć w poprzek pasa to mamy 5 minut ale teraz musimy złapać ostatni autobus do stacji kolejowej. Ciampino jest połączone z Rzymem na kilka sposobów. Można tak jak my, pojechać za 1.20 EU do stacji kolejowej i stamtąd za 1.50 EU dwa przystanki do Roma Termini, można pojechać autobusem do stacji metra Anagina albo bezpośrednim autobusem za 4 EU do Roma Termini. Wygodnie i nie drogo. Musieliśmy poczekać pół godziny i jedziemy, 5 minut i po wszystkim. Teraz spacerek do hotelu. Koło północy w Ciampino nie spał tylko jeden dog, który nas oszczekał. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Na końcu miasteczka Hotel Ciampino (45 EU za pokój), recepcja na szczęście czynna, zabrali ID Card, dali klucze i dobranoc. Trzeba wstać rano, więc prysznic i do wyrka. Pokoje wygodne, dobrze wyposażone, nowe i czyste, pierwsza klasa. Mieliśmy sobie pospać gdzieś do dziewiątej żeby mieć siły na całodzienne bieganie po Rzymie ale życie jak zwykle sprawiło, że było zupełnie inaczej.