Ostatni dzien musi byc najpiekniejszy, zeby bardziej bolalo. Dzis mamy plazowanie od rana i spacery po piaszczystych lachach z wiernymi psami. Leniwe napawanie sie pieknem poludniowej Tajlandii. Jak dla nas nic go nie jest w stanie zastapic, moze sa miejsca piekniejsze, na pewno sa, ale nasze serca sa wierne Tajlandii. Tu czujemy sie najlepiej, jak w domu. A koniecznosc wyjazdu stad jest stanowczo jak wygnanie z raju. Oddalem Honde, zaplacilem za 'zeszyt' w restauracji, zamowilem na rano taksowke do portu. Szlag jasny by to trafil. Pozostalo nam na Phangan jeszcze tylko jedno zrobienia
FULL MOON PARTY
Tak sie niestety zlozylo, ze jutro rano trzeba wstac, wiec na FMP pojechalismy wczesnie. Jak powiedzial owner, przed 23 nie ma tam po co zagladac. No trudno, bedzie co bedzie. Oczywiscie biezemy taksowke, bo po nocy na Haad Rin i to w taki dzien, ja nie mam zamiaru. Od wczoraj ciagna tlumy przez wyspe, wszyscy w jednym kierunku. Teraz my razem z nimi. Podroz Songtaewem nie dostarcza takich wrazen jak skuterem ale to nie ja prowadze. Na rogatkach policja, wjezdzamy do miasteczka. Wywalaja nas z taksowki i dalej przez ... sklepy czlapiemy na plaze. Owner mial racje, jest za wczesnie. Jak wlazimy na plaze, muzy jeszcze nie graja, nikt nie tanczy. Sa za to wstepne przygotowania. Podstawa to fluorescencyjny stroj i taki sam makijarz. Dla bogatych artystyczny, robiony przez zawodowca, dla ubogich 'make it yourself', tyz bedzie dobrze. No i na poczatek obowiazkowy 'bucket', czyli wiaderko z : 200 ml wody, puszka coli, sprite, fanta i napoj energetyczny. I znow dla lepiej sytuowanych wodki zachodnie (350 BHT za bucket), dla biednych z koszmarna tajska whisky (200 BHT). Calosc w wiaderku do robienia babek z piasku, plus kilka slomek do picia. Po jednym 'buckecie' juz jest lepiej a stoisk z nimi tyle, ze w rok sie tego chyba nie da wypic. Mimo wczesnej pory pojawiaja sie juz pojedyncze ofiary i coraz wieksze ilosci lekko traconych. Ogolnie przewazaja stada samcow i samic, jak sie zacznie to stada zostana porozrywane i sprawy beda zmierzac w kierunku parowalnym. O dziwo nie jestem jedynym tatusiem na plazy, sa tez inni ale srednia wieku w okolicy dwudziestolatkow. Jest tez mnostwo jedzenia wszelakiego wiec pic i jesc mozna do upadlego. Jest tez sleep area, do tego free. Mozna spokojnie przespac cale party. Po jakiejs godzinie impra powoli sie rozkreca. Zaczyna grac muzyka, kazda knajpa chce zagluszyc wszystkie inne, taka tu panuje zasada. Powstaja pierwsze grupy taneczne i zaczyna sie wlasciwy umcyk, umcyk. No to pobawilismy sie troche, pojedlismy, posmielismy i fajnie bylo. Wielka szkoda, ze nie moglismy zostac, bo bylo bardzo fajnie. Moze za rok uda sie przetanczyc choc z pol Full Moon Party. Bo warto, jest naprawde swietnie. Wielka plaza, cudowny piasek i mnostwo ludzi z calego swiata. A we wszystkich pulsuje pozytywna energia. Dodajac do tego Tajska organizacje mamy co mamy, czyli swietna impreze. Za rok na Koh Phangan Full Moon Party, tym razem do rana.