'kadzidelka' pomogly, modly zostaly wysluchane. Owner powiedzial, ze trzy dni dzwonil do wszystkich bogow, zeby wypieprzyli Moon Suna gdzie pieprz rosnie. Wszystko razem dalo taki efekt, ze dzis z godziny na godzine niebo blekitnieje, od pojedynczych dziur w chmurach po cale polacie lazuru. I od razy swiat nabiera kolorow, robi sie znow goraco jak trzeba, psy kopia dolki w poszukiwaniu odrobiny chlodu, bialasy placza sie po plazy i ogrodzie a mama szykuje bar na wieczor. mamy komplet, za dwa dni Full Moon Party, cala wyspa od wczoraj przyjmuje kolejne tysiace zadnej wrazen mlodzierzy. Bedzie sie dzialo.
Kasa sie konczy cholera, na szmaty nie starczy jak tak dalej pojdzie. Musialem odpalic Honde i gnac do Thong Sala. Wymienilem i znow jestesmy przy forsie. Bede sie martwil w Bangkoku albo nie, kto to wie co bedzie.
Dzis ma byc beach party, hotel full. Miasto full, wszystkie hotele full. Bedzie Full Moon Party. Wszedzie pelno mlodzierzy i 'cejrowski' oczywiscie. Z dzisiejszym beach my phangan party moze byc problem, choc szef cala siatke wody zataszczyl do baru. Zbiera sie na burze, Koh Samui zniknela w czarnym tumanie, tam juz jest wesolo. U nas tylko wieje ale jak sie w koncu wyleje to pewnie wiadrami. Nie jedziemy dzis na Haad Rin ale jutro to juz chyba bedzie trzeba, bo zapasy sie koncza. Tylko co do zarcia to jestesmy przygotowani, mamy pelna lodowke i jeszcze co nieco. Zabijemy kazdego gloda. Gosia cwiczy wlasnie orzeszki gotowane na parze, sa absolutnie doskonale, zwlaszcza do piwka. Ja mam zapas sokow, owocow i ciastek na cala noc. Nic nas nie zaskoczy.
Na razie jeszcze chillujemy na plazy i tyle. Po to tu w koncu jestesmy.
Lac nie lalo ale popadac popadalo. Tak to wyploszylo mlodzierz, ze szef flaszki targal z powrotem do restauracji. Za moich czasow nie do pomyslenia. Walka by byla do flaszki ostatniej. Moze Polakow tu trzeba sprowadzic. No wlasnie napisala do mnie Ilona i szast prast Owner juz dostal rezerwacje. Ale prowizji dac nie chcial, sknerus powiedzial, ze go nie stac. A mnie stac, zeby miec hotel na Phangan ? I na tym polega roznica miedzy tymi co maja i tymi co nie maja. Jak chcesz miec to najpierw zacznij narzekac, ze nic nie masz i na nic cie nie stac. Ale poniewaz Mario tez chce tu przyjechac to jutro twardo ide do kapitalisty i albo rybka, albo przemarsz wojsk. W przyszlym roku nadciagniemy tu zbrojna gromada i pokazemy jak sie bawia Polacy, wysuszymy mu wszystko. Tak jak swego czasu na Samet do knajpy wpadli Brytowie, po pol godzinie tajec gnal na zlamanie karku po piwo, bo mu dwie lady chlodnicze wysuszyli. Ja jako buddysta in spe oczywiscie nic nie pije, ale 'kadzidelkiem' za to nie pogardze i tez sie dolacze do zboznego celu.
A pro pos, to nam sie zapas konczy i jutro juz musimy pokonac gory dzielace nas od Haad Rin. Dla innych buddystow podaje, jak wleziesz na plaze to 'to the left' az do konca plazy. Tam na zboczu gory wybierz miedzy Kangaroo Bar lub Mountain Bar. Tylko ostroznie, jedno 'kadzidelko' wystarczy zeby okadzic calego slonia, podobne maja chyba tylko na Jamajce. I uwazajcie na koktajle, po jednym mozna samego Budde zobaczyc. Tak wiec kochani, niech wam Wisznu, Sziwa i Brahma oraz Budda blogoslawia, stawiamy Wam w ofierze dzisiejsze 'kadzidelka'.