Ktos musial bardzo rozgniewac bogow. Od pierwszego dnia pobytu na Phangan przypomnial o sobie Moon Sun, a tak na prawde to jest teraz pora monsunow wiec pogody nikt nie gwarantuje. To ze rejon samui, phangan i tao ma w lecie najlepsza pogode nie oznacza, ze bedzie caly czas slonce. Jak bogowie sie pogniewaja to zsylaja trzydniowke calkiem jak u nas. I zeslali. Przez trzy dni skrawka blekitnego nieba, trzy grube warstwy chmur pedzace kazda w innym kierunku. Na przemian cisza i porywisty wiatr, przelotne deszczyki i nocne ulewy. Temperatura raz 35 i wilgotnosc, ze tylko umierac a potem przenikliwy wiatr i gora 30 stopni. dzis wieczorem zmarzlem na plazy, w Tajlandii, koszmar. Az szef My Phangan zaczal mnie za ta pogode przepraszac. Tak jakby to jego wina byla. Powiedzial, ze codziennie dzwoni do bogow i prosi o wybaczenie, oby to pomoglo, bo tydzien na czarno jakos tak nam sie mimo wsystko nie usmiecha. Bedzie co bedzie.
Wzialem wiec Honde i w gory. Drogowskaz Waterfall. Aleks juz wie co bedzie dalej. Do gory, do gory, na dol, do gory. Honda warczy ale idzie. Po drodze swiatynie i najwieksze banyan tree na wyspie. Dalej elefanty dla turystow i w gore, w gore. Do bottle beach na polnocnym wybrzezu juz tylko 12 km. Moze dam rade. A gowno. Droga sie skonczyla i dalej jezt bita glina, po deszczu nie wyglada to najlepiej, slisko. Po niecalym kilometrze rezygnuje, to chyba wyzwanie dla rafala, ja jestem za stary na takie ryzyko. Zawracam i spadam w dol. Po drodze jest oczywiscie 7/11 i 500 BHT myk z mojego portfela do kasy sklepu. Ale jak sie tak zre, to nie ma sie czemu dziwic. Dzis byly PAU, a konkretnie Big Pau Barbecue. Do tego slodki majonez (innych nie ma) i zielone mango. Odpadl mi guzik w spodenkach.
Wieczorem pojechalismy na spacerek do ... marketu. Gosia nabyla torebe od ... Baty, ja okulary od ... Ray Bana oczywiscie. Wszystko oryginalne , z metkami. Takie jak w sklepie kolo mojej pracy tylko prawie STO razy tansze. Okulaki tylko 159 BHT. I do tego jedzenie, mnostwo jedzenia. Sok 100% z pomelo, orgia smaku i zapachu. Moje ulubione 'kartofelki' o smaku grejfruta pomieszanego z ananasem, tyz pyszne. Na chinska kielbase sie jednak nie zdecydowalem, jest jakas granica szalenstwa. Po drodze wpadlem w deszczyk, ktory po dodaniu calych 40 km/h mojej hondy odswierzyl mi przod jak trzeba.
Koniec dnia poswiecilismy ogladaniu telewizji. Mamy tu dekoder satelitarny, kilkadziesiat kanalow z calej Azji. Jest co ogladac. A juz tajskie telenowele, to najlepsze co mozna trafic. Ludzie ogladaja to masowo na You Tube, choc nikt nic nie rozumie. Ale "gra" aktorow i "scenariusz" sa naprawde niepowtarzalne. Nic na swiecie sie do tego nie umywa. Azjatyckie reklamy sa rownie durne jak nasze ale ten obraz, to azjatyckie zaangazowanie i jezyk. Lepiej nie jesc w czasie ogladania, bo mozna zycie stracic. I na koniec muzyka. Tajowie kochaja grac i spiewac. Na sto roznych sposobow. zaczynajac od starozytnych oper i songow w otoczeniu ruin dawnych palacow, przez ludyczne smutne songi o milosci na tle pol ryzowych, po Tajski Rock i Pop. Doda by tu nie zrobila zadnego wrazenia, takich 'krolowych' to oni maja na peczki. Wije sie to i zawodzi na tle szalonych ukladow tanecznych i kiczowatych scenek sytuacyjnych. Pierwsza klasa. Sa tez typy udajace Polomskiego, zawodzace o milosci a jakze, najlepiej na tle kiczowatych krajobrazow. No i sama esencja czyli Thai Rock. maja tu nawet swojego santane. Graja klasycznie, bardzo klasycznie. Cos przypominajacego najlepsze czasy amerykanskiego rocka. Jak sie na to nalozy tajski wokal, efekt jest piorunujacy. W Bangkoku sprobuje kupic jakies DVD bo naprawde to mi sie podoba.
Pora spac, palimy 'kadzidelka' w intencji Brahmy i Wisznu i Buddy i wszystkich innych bogow azji, zeby zabrali Moon Suna w diably, moze jak duzo zapalimy to pomoze, moze ?