Jaki okazal sie Tioman ? Tak do konca to nie wiem. Ale z kazdym kolejnym dniem smakuje lepiej. Dzis zaluje, ze nie wzielismy ze trzech dni wiecej. Za cholere nie chce mi sie wracac do wielomilionowej metropolii, duchoty, samochodow i ludzi, do tego kolejnego azjatyckiego tygla. I tak dobrze, ze jedziemy do KL a nie do Bangkoku. Bedzie troche wiecej powietrza i przestrzeni. Ale Tioman juz nie bedzie. Nie bedzie dnia uplywajacego za dniem, ktory niczym sie nie rozni od poprzedniego i od nastepnego takze. Budze sie, robie kawe i ide na sniadanie. Talerz noodles i dwa tosty z maslem i dzemem, druga kawa i cos co niby jest napojem owocowym. Potem pogawedka z bratem, ktory juz okupuje dwa z calych osmiu lezakow na plazy. Moze sie wykapie a moze nie, moze wezme pletwy a moze nie. Za godzine, dwie a moze trzy nadchodzi Gosia i roklada kolejna czesc siebie do slonca. Jak jest slonce, ale jak go nie ma to w koncu zadna roznica. Wystawic i tak mozna. Czasem trzeba schowac sie pod dachem bo leje, ale jak leje to znaczy tylko tyle, ze lac przestanie i mozna wracac po palme. No. moze nie koniecznie pod sama palme bo bratowa malo w glowe kokosem nie zarobila. Spadl tuz obok. Czyli bajki o tych kokosach to nie byly. Gosia jak spali kolejny kawalek ciala idzie na "sniadanie", o ktorej ? A co to za roznica, jak idzie jesc sniadanie to jest to sniadanie i kwita. Zwykle jak skonczy, albo nie , ja dosiadam sie i jem "lunch", brat z zona nieco pozniej ale to tez nie regula. Potem Gosia wystawia nastepny kawalek, brat z zona swiruja morskie krowy lewitujac przy brzegu. Moze szumi albo nie, fale sa albo wcale ich nie ma i ocean zamienia sie w gigantyczne jezioro. Slonce pazy niemilosiernie jak w Egipcie albo cale niebo zawalone jest czarnymi chmurami, albo jest i to i to. Czasem slonce, czasem deszcz, jednym slowem Bolywood. W "lobby" jest wielki telewior, na ktorym wlasciciele tego przybytku ogladaja od rana do nocy bollywoodzkie filmy i seriale. Sa tak durne, ze nawet zerkac nie warto. Przez caly tydzien mialem ochote zjesc Roti Canai figurujace w jadlospisie jako "apetizer" ale codzien wlasnie go nie bylo. Wreszcie 'kelner' wyznal z westchnieniem, ze to Roti to taki humbug i nigdy go nie bylo, a takze nie zanosi sie, ze bedzie. To mi zupelnie nie przeszkadza pytac go przy kazdej wizycie, czy moze mi to Roti podac. Teraz bawi go to tak samo jak mnie. A Roti zjem sobie w KL, albo w Bangkoku, co za roznica. Jak mnie nosi to ide do dzungli, w lewo lub w prawo, bo inne kierunki tu nie istnieja. I tak daleko nie zajde, bo dzungla jest prawdziwa a ja w sandalkach i krotkich gatkach pasuje tu jak golas do bieguna. No WAY, bez sprzetu nawet szlakiem wzdluz wybrzeza nie da rady a pomysl wkroczenia w dzungle w poprzek bez calej ekipy z maczetami to czyste szalenstwo. A teraz !!! Spojrzalem na pomost za balustradka, stoi tam cala chinska wycieczka i wali aparatami "magic sunset", wlasnie dolaczyl do nich moj brat i tez wali. Kicz pierwsza klasa, jak obrazy z jeleniem. Tak w ogole to dzis piatek i mamy z 50 chinczykow na pokladzie. Zalegli sie nawet w naszym blizniaku i ... laza wszyscy razem i gadaja, gadaja, kurwa gadac do smierci nie przestana. Ale my juz w niedziele stad wyjedziemy i tak nasza "znajomosc" i tak niebawem sie skonczy. Co jakis czas laduje samolot Berjaja Air i za pol godziny staruje z powrotem do KL lub Singapuru. Jego pojawienie sie oznacza kolejna zmiane pory dnia i tylko tyle. Dzis bylem z zona na dzikiej plazy jakie sto metrow od naszych wlosci. Obok (ze 50 m) plazowala jakas parka. Zostawili legowisko tu jakis walniety orangutan wylazl z dzungli i do plecaka sie dobiera. Dobrze, ze go do lasu nie zatargal. To byla najbardziej mrozaca krew w zylach historia. Jak wiec widzicie chyba mnie ten Tioman wciagnal. No ale pora konczyc.łecimy na dinner. Moze HongKong noodle, moze Beef Curry a moze Fish Barbecue. Jaka to w koncu roznica. I tak minie kolejny dzien na Tioman. jaki bedzie nastepny ? A jaka to roznica ? To przeciez Tioman.