Mam klopot z opisaniem naszego tygodnia na Tioman, bo jest tu bardzo specyficznie. Dla Rafala to pewnie rodzaj wiezienia bo na wyspie nie ma zadnych drog, skuterow i niczego jezdzacego po ladzie. Bo i pojechac nie ma gdzie. Dla milosnikow zwiedzania dwoch wysp dziennie kompletnie odpada. Jedyny srodek transportu to boat-taxi-mafia. Ceny absolutnie nie do przyjecia. Wiec siedzimy w Panuba Inn, marnujac czas w sposob niemal absolutny. Na Tioman kroluje turystyka "pakietowa". trzy dni/dwie noce i wracamy do Kuala Lumpur lub Singapuru. To jedyne polaczenia lotnicze. Jest jeszcze prom do Mersing i dalej autobus ale to dla tych co czasu maja za wiele. Caly dzien w drodze. My w niedziele wyruszamy w poludnie i kolo 15 bedziemy juz w KL Chinatown. Planujemy wizyte w markecie z elektonika, kupimy sobie po pare Samsungow Galaxy S4 i Note a moze jeszcze jakies tablety. Oczywiscie jak te ceny ktore widzialem sa prawdziwe, ale ich absurdalosc nie sprawia, ze nie sa. Potem mamy w programie KLCC by night. Tu night zaczyna sie o polnocy, powinno byc dobrze. Na razie jednak siedzimy na naszym tarasie. Mamy domek z najpiekniejszym "ocean view" w zyciu. Pod podloga fale wala o brzeg, w nocy kolycza do snu lepiej od pigulek nasennych. Jak kto spac nie moze to blisko brzegu plywaja rybacy lowiacy kalmary, Discovery Channel Free. Aby wywabic diably do sieci swieca im halogenami po slepiach, widzialem to niedawno w HD TV, teraz mam "live". Dzis leje od rana, jak w tropikach oczywiscie. Wiec siedzimy na tarasie, na balustradzie moja ukochana kawa z tajskiego 7/11, z tableta saczy sie leniwie koncert Shade, czytam ksiazke Magia Azji. Mam ta magie i w ksiazce i przed oczami. Czas przestal istniec, to wlasnie jest Tioman. Tu sie przyjezdza zeby zapomniec, ze istnieje cokolwiek wiecej poza ta wyspa. Niebem, woda i ziemia. Porosnieta szalona dzungla gora z waskim pasem plaz i domkow pod palmami. To, o czym godzinami paplamy z Aleksandrem, na gorze niebieskie, pod nim szmaragdowe, dalej pod stopami mialki zloty puder ocieniony palmami a za plecami tropikalna dzungla nie do przejscia wspinajaca sie stromo na gore. I nic wiecej, bo po co wiecej. No dobra, Gosia zglodniala, idziemy co przekasic. Restauracja oczywiscie z widokiem na ocean, jedzenie pyszne i urozmaicone. Od hamburgerow dla bialasow po beef curry po ktorym piecze jeszcze z drugiej strony. Na sniadania codziennie daja smazone noodle w sosach i ryz rozmaitosci. I jest moj ukochany czarny, slodki sos sojowy, z ktorym smakuja nawet trociny. Tioman to strefa bezclowa wiec piwko wpada za piataka a nie dyche jak w KL. Oj chyba zglodnialem i tez cos wrzuce. Przestalo padac, niebo sie przeciera ale w koncu to co za roznica. Tu i teraz, jest tylko chwila, wreszcie czuje, ze zyje. Niech wszyscy bogowie dadza Wam ta chwile.