Jestem starym, nie tylko z racji wieku, bywalcem nie za drogich hoteli i guesthousow ale tego juz bylo za wiele. Zona powiedziala, ze w tym upale dyganie na plaze i do restauracji cztery pietra w dol i gore nie wchodzi w rachube. Polazlem do recepcji a Pan z usmiechem pyta czy nie chcemy zmienic pokoju ? KURWA CHCEMY. Po sniadaniu dostalem nowy kluczyk i tym razem domek jest na parterze, zamiast tektury murowany, w srodku terakota, glazura, tv, lodowka, lamki nocne, szafy i szafki, wieszaki, lustra i WSZYSTKO DZIALA. To sie dopiero nazywa nieoczekiwana zmiana miejsc. Jeszcze tylko przeprowadzka i jest zupelnie inaczej. Jest pieknie, najpiekniej. Bo poza ta cala historia z kurza chatka cala reszta jest po prostu swietna. Widoki jak z folderu. Na gorze niebieskie z bialymi chmurkami, ponizej szmaragd oceanu i zlota plaza ocieniona palmami a za nami tropikalna dzungla. Hotel prezentuje sie tez bardzo widowiskowo wspinajac sie po tej cholernej gorze. Jest maly sklepik z napojami i innym byle czym ale co my w koncu poza piciem potrzebujemy. Restauracja z "ocean view" serwuje swietne i tanie jedzenie, ludzi nie za duzo, cisza i spokoj. Woda cieplutka a 20 metrow od brzegu sa koralowce, ryby i cale to tropikalne tatalajstwo. Wiec nareszcie jestesmy tam gdzie, powinnismy byc. Jest juz popoludnie, zjadlem na lunch panacaka z bananem, siedze na lozku z widokiem na zatoke i nic mi wiecej nie potrzeba. Niemile byly poczatki. I kolejna przygoda do kolekcji. Teraz czeka nas tydzien absolutnego wypoczynku, na Tioman - raju na ziemi ? Taka mamy nadzieje.