Bangkok wita jak zawsze. Kolorem, gwarem i koszmarnymi korkami w drodze z lotniska. Tym razem udalo nam sie trafic na godziny porannego szczytu, bylo gorzej jak w Warszawie. Tu punkt dla Hanki, nie jest taka najgorsza jak sie okazalo. Jechalismy dobrze ponad godzine. W recepcji New Siam 2 witali nas jak starych znajomych. Nie jestem Varun Sharma (kto oglada Luxury Travel by varun Sharma ten wie) ale to bylo prawie. Tak jak New Siam 2 ma sie do hoteli jakie on odwiedza. Przy okazji poznalem kanadyjczyka, ktory byl PIERWSZYM gosciem tego hotelu i zatrzymuje sie tu do dzias. My tez bedziemy sie tu zatrzymywali bo po co zmieniac to co dobre. Dostalismy swietne pokoje od frontu i juz. Czysto jak w szpitalu, oczywiscie nie w Polsce. I to wszystko za 85 PLN z klima i basenem. Na poczatek poszlismy kupic klapki (zona) i okulary (ja). Zaraz za rogiem nabylem swietne Ray Bany ( dalismy za cztery pary 700 BHT) a zona zniknela na godzine i wrocila z torbami do ktorych teraz idziemy kupic walizke. Po drodze urzadzilismy sobie uczte z Thai Tea, szejkami z mango, ananasa i arbuza, kluskam mamy z porkiem, ryzem z kurcakiem na otlo omletem, za cale 160 BHT. Czy kogos jeszcze dziwi, ze ja chce yu mieszkac ? Jak wrocilem do numeru to zaraz zjechali goscie z arabii, czyli brat z zona prosto z A380 linii Emirates. I juz ich nie ma, zlapali komara. My tez robimy maly brejk bo wieczorem idziemy kibicowac Radwanskiej. Ja jeszcze na chwile wyskocze za rog na masamann chicken za 60 BHT na dobry podklad. A jutro morning glory na sniadanie, otworzyli nowy stalls z prawdziwym tajskim jadlospisem, oj bedzie sie dzialo. Teraz leze na lozku popijajac kawe sri in lan z 7eleven i jest mi naprawde najlepiej jak najlepiej byc moze. Kocham Tajlandie.