Kierunek Bangkok
Pobudka o nieludzkiej porze czyli o siodemj rano. Ostatnie sniadanie na plazy, pozegnanie z hipopotami, ktore jak co rano moczyly sie w basenie i jazda. Najpierw srebrny bus do Na Thon. Nasza :stara znajoma" daje nam bilety i idziemy na prom. Wsiadamy do klimatyzoanego przedzialu, Gosia na sunny deck, lezy i opala sie pod niebem zasnutym chmurami. Nieoczekiwanie slysze z tylu "Dzien dobry Panstwu", jest rodak. I to jaki. Facet jak sie okazalo pietnascie lat temu rzucil wszystko na piatym roku studiow, kupil bilet do New Delhi i zostal w Azji. Mial objechac caly swiat w jakie 15-20 lat. Ale w Tajlandii podroz sie skonczyla, kobieta jak zwykle. Urodzily mu sie dwie corki a od dwoch lat mieszka znow w Posce i prowadzi a jakze salon tajskiego masazu w Krakowie. www.tajskimasaz.com.pl. Ale jak corki wyjda z domu to bieze zone i jedzie dalej, tym razem od Tajlandii zaczynajac. I to mi sie podoba, bo zycie jest nieustajaca podroza, czasem trzeba sie na chwile zatrzymac ale potem mus ruszac dalej. Przemila rodzinka (byl tez ojciec, czyli dziadek, ten to mial rozbiegany wazrok). A coreczki calkiem podobne do mamy szwargocace gwara z nad wisly, to bylo naprawde zabawne. Pozegnalismy sie serdecznie w Don Sak i jedziemy autobusem na lotnisko w Surat Thani, skad do Was pisze. Za 1,5 godziny mamy samolot niezawodnej Air Asia i po godzinie ladujemy w Bangkoku. Moze napisze jeszcze cos wieczorem a moze nie, po trzech tygodniach pobytu w Azji moje poczucie obowiazku uleglo duzym zmianom. Trzymajcie sie.