Pozegnanie
Co mozna powiedziec na pozegnanie Samui ? Jest mi po prostu smutno, ile bym tu nie byl, zawsze ostatni dzien bedzie dniem refleksji, dlaczego juz. Moze kiedys bede mogl przyjechac na tak dlugo, ze zapragne wrocic do domu. Ale na pewno nie dzisiaj. Mam zreszta duze watpliwosci, gdy zastanawiam sie gdzie jest to moje miejsce. Bardziej jest na Koh Samui niz w Warszawie. I jestem o tym coraz bardziej przekonany. Nie ja jeden zreszta. Wreszcie wyjasnila sie tajemnica hipopotamow, to szwedzi ze Sztokcholmu i tez juz musza wracac do roboty. Chlopaki pracuja tylko po to, zeby moc tu wrocic, bo tu jest ich miejsce do zycia. Tam sie zyc nie da. Nie tak. Rano zrobilem sobie ostatnia dluga przejazdzke moja Honda, Lipa Noi i cypel kolo Na Thon a potem na bazar po zakupy. Reszte dnia spedzilismy odpoczywajac i lapiac ostatnie godziny slonca. Pogoda zmieniala sie co kilka godzin, juz nadchodzil "tajfun", wiatr wial tak, ze palmy przyginalo do ziemi ale potem znow wyszlo palace slonce. Nadszedl wieczor i pakowanie walizek, idziemy spac, bo wstac trzeba rano. Pozostal bezgraniczny smutek utraconego raju. Do zobaczenia za rok.