Subang Airport
Pozegnanie z KL. Ostatnie zdjecie Menara KL Tower i Petronas Twin Towers z naszego hotelowego okna. Czas na podsumowanie naszej krotkiej wizyty w stolicy Malezji. Jednym zdaniem mozna powiedziec, ze warto bylo a cala ekipa solennie zapewnia, ze nie byl to raz ostatni. Stanowczo polecamy nocleg w okolicach China Town, to miejsce dla prawdziwych milosnikow obcowania z kultura miejsc, ktore sie odwiedza. To nie jednorodne chlodne wnetrza sieciowych hoteli, nie do odroznienia, niezaleznie od tego gdzie je postawiono. To nie mdle zarcie dla bialasow czy tzw. kuchnia miedzynarodowa. Nie zmienia to faktu, ze moj dom jak na razie pozostaje na Thanon Rambuttri w Bangkoku ale Chinatown w KL trafilo na podium, pewne drugie miejsce. Jest to ostatnia prawdziwa azjatycka enklawa w KL. Bo miasto rosnie do nieba, obok bardzo juz nielicznych jedno pietrowych ruder wyrastaja nowe drapacze chmur, za lat kilka po starym Kuala Lumpur nie zostanie sladu. Mam nadzieje, ze zostawia chociaz China Town bo to moim zdaniem zabytek klasy zerowej. Kazde wyjscie z hotelu teleportuje czlowieka w azjatycki tygiel multikulti. Na ulicy sa przedstawiciele wielu ras, narodowosci, religii, chyba trzeba uwiezyc malezyjczykom, ze ich kraj choc muzulmanski jest przykladem tolerancji, ktorej powinnismy zazdroscic i nasladowac. Co do islamkosci wlasie, jest ona prawie nie wyczuwalna. Meczety sa nieliczne, pieknie utrzymane i mozna je odwiedzac bez zadnych problemow. Wpuszczaja wszystkich ( w odpowiednim stroju oczywiscie) i nie dziela ludzi na facetow i podrase zwana kobietami. Nieliczne "ninja" to przybysze z Bliskiego Wschodu i pasuja tu jak piesc do nosa. Najczesciej mozna to zwierze spotkac w najdrozszych galeriach gdzie kupuja wszystko, co tylko im sie nawinie, im drozsze tym lepsze. Niech Allach pozatyka im szyby naftowe i odesle z powrotem na pustynie, tam jest ich miejsce. Rdzenni mieszkancy KL sa absolutnie normalni w powszechnie w swiecie uznanym znaczeniu, nie epatuja swoja "innoscia", nie nawracaja innych na "jedyna prawdziwa wiare" i nie maja pretensji do calego swiata, ze im sie nie wiedzie, lub, ze nie sa rozumiani.
Cala wycieczka juz sie w tym swiecie zadomowila, znow rano spotkalem Teleckich w "piekarni" gdzie dwie starsze panie witaly nas jak starych klientow. Wybieralismy buleczki na dzisiaj z radoscia i smutkiem, bo znowu moglismy sie nacieszyc ich smakami, ale niestety tym razem po raz ostatni.
O 10 spotykamy sie na dole hotelu i czekamy na taksowke. Spoznia sie pol godziny ale i tak dojezdzamy 2.5 godziny przed wylotem. Po drodze widzimy nowe KL, porozrzucane w dolinie rzeki nowe osiedla, starych drewnianych domkow juz w zasadzie nie ma. Jedziemy czteropasmowymi autostradami, ktore jak siec lacza wszystko ze wszystkim. I to mnie zawsze najbardziej doluje, zjawisko zwane "polskie drogi" jest chyba najwiekszym naszym wstydem, dlaczego u diabla my nie mozemy miec tak jak inni a "podroz" z Ursynowa do Lomianek w piatek moze zajac 2.5 godziny. Tu w centrum korki sa jak w Warszawie ale za to jak trzeba wyjechac z miasta to jest czym, wystarczy wskoczyc na autostrade i po klopocie. To jest wlanie ta roznica. A my nie mamy nawet takich planow. O kolejkach miejskich nad ulicami nawet nie wspomne. Tu jest ich kilka i przemieszczenie sie gdziekolwiek nie stanowi problemu. Ale HGW nie jest chyba w stanie tego sobie wyobrazic. Czy nie mozna bylo zrobic metra nad a nie pod ulicami ? Naprawde ?
No chyba starczy, bo znowu watroba mi puchnie. Podsumowujac, polecamy KL wszystkim. Polecamy hotel Winsin Chinatown w cenie od 90 do 128 RM (KL to nie BKK, za 25 PLN nie da sie przenocowac)o spelnia minimalne warunki dla tych, ktorym pokoj bez okna i bez klimy nie odpowiada. Jest spoko, nie mamy zadnych zarzutow. Ogromnym atutem jest polozenie 100 m do petaling street na prawo i 100 m. do central market w lewo. Oba wymienione miejsca to raj do zakupocholikow takich jak my. Nie trzeba zbytnio nadwyrezac konta bankowego aby urwac ucho od walizki, co mi sie dzisiaj przydazylo. No problem, kupie w BKK nowa. To samo dotyczy milosnikow zarcia wszelkiego, tu na ulicy jest co zjesc, oj jest, i nikt oczywiscie sie nie pochorowal. Do tego niezawodna siec 7eleven i znakomita komunikacja oraz fakt, ze w zasiegu spaceru jest wszystko, co w KLCC warto zobaczyc, powoduje, ze jest to miejsce pierwszego wyboru.
Siedzimy przy kawie i czekamy jeszcze pol godziny na samolot ATR-72-500 linii Firefly, ktory dostarczy nas w ciagu 2 godzin prosto na Samui. Nie jest to polaczenie tak tanie jak Air Asia (okolo 300 PLN w jedna strone) ale za to nie trzeba marnowac calego dnia na lot do Surat Thani i podroz autobusem i promem na wyspe. W ten sposob wrocimy do Bangkoku. Lecimy z low costowego Sky terminal, daj Panie Boze taki low cost. Azja rulez.