Kochani, rano w Chiang Mai wiatr z ust usmiechnietego Buddy rozwial poranne opary mgly i marychy a Wisznu i Sziwa ulecieli wraz z nimi. Przede mna ukazalo sie miasto 180 swiatyn Buddy i 1800 swiatyn zakupow. Ja poszedlem zaliczac te pierwsze a zona ... wiadomo. Ja mam kupe zdjec i filmow a zona ... nowa walizke (pelna oczywiscie). Drzyjcie piloci Air Asia bedziemy mieli nadwage. Poza tym wszystko w normie, od rana do wieczora wprowadzam na zmiane kurcaka z klami i coraz nowe owoce, co ja jem, nigdy sie nie dowiem, wiec co ja mam wam powiedziec, poza tym, ze wszystko smakuje tak, ze obawiam sie, iz wroce bez palcow, bo je sobie poodgryzam. Wczoraj ten j... Vettel przegral wreszcie wyscig a my z bratem wrzeszczelismy na caly ten The Royal Guesthouse (to Royal dotyczy chyba sredniowiecza bo na sam widok nawet szczury z niego uciekly). Tajce jak zwykle zniesli to z wrodzona sobie pokora olewajac dziwaczne zachowania Farangow.
Co do tajcow to ryje maja powyginane na wzor Buddy i za Chinskiego Smoka nie da sie zobaczyc zeby bylo odwrotnie (czyli jak u nas) Nawet farangi na ulicach wala do kazdego "good morning", zaraza jakas wisi w powietrzu po prostu. Mam tylko jeden problem, tak sie zdeklasowalem, ze chyba mnie z partii wyleja.