Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Wielkanoc w Lizbonie    Sintra
Zwiń mapę
2019
21
kwi

Sintra

 
Portugal
Portugal, Sintra
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2815 km
 
Sintra

Być w Lizbonie, do Sintry nie pojechać, to jak być w Rzymie i papieża nie zobaczyć. Dlatego jeden dzień zarezerwowałem na wycieczkę do Peny. Co można tam zobaczyć w jeden dzień?
Internet pełen jest poradników z gatunku, cztery zamki w jeden dzień, Sintra cała w dobę i tym podobnych porad, które psu na budę się nadają. Kiedyś czytałem, jak w osiem minut zobaczyć cztery największe dzieła w Luwrze, te porady są tego samego typu. Bez sensu, zupełnie.
Zacząć trzeba od tego, że do Peny trzeba dojechać. Najlepiej pociągiem ze stacji Rossio, przechodziliśmy nieopodal wczoraj, wracając z Alfamy. Już tu mamy kawałek drogi, zejdzie się pół godziny, jak obszył. A jak po drodze będzie coś ciekawego, to dłużej.
I było coś ciekawego, absolutnie ciekawego. To sklep z puszkami sardynek. Tylko sardynek. Taka świątynia sardynek w puszcze. Najstarsze puszki były grubo z przed II Wojny Światowej. Trudne do wyobrażenia, ale jednak prawdziwe. Mundo Fantastico de Sardinha Portuguesa, tak to się nazywa. Absolutne szaleństwo, w środku i na zewnątrz. Całość jest wystylizowana na wesołe miasteczko. Pełno lampionów, karuzela w środku, cyrk po prostu, szkoda, że nie na kółkach. Zakupów nie polecam, ceny powalają z nóg, równie jak dekoracje. Ale obejrzeć trzeba koniecznie.
Gdy docieramy do stacji jest już prawie południe. Poza szczytem turystycznym, pociągi jeżdżą mniej więcej co godzinę, na to też trzeba wziąć poprawkę. Nam się udało, pociąg mamy za pół godziny, oczywiście, jeśli zdążymy kupić bilety. To nasza pierwsza w tym dniu kolejka do odstania.
Udało się dość szybko, na tyle, że załapaliśmy się na ostatnie miejsca siedzące w pociągu. Że cały zawalony pod wywietrzniki nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Podróż jak podróż, na szczęście krótko. Za oknami nic powalającego, nie warto filmować.
Gdy dojeżdżamy, uruchamiam pierwszy z patentów. Biegiem na przystanek autobusowy, kto pierwszy ten lepszy, krócej będziemy czekać na autobus. Są dwie linie regularne i mnóstwo innych, prywatnych. Ale liniowy jest najtańszy. Wiedząc, że ten dzień spędzimy bardziej w kolejkach, niż na zwiedzaniu, z góry założyłem, że pojedziemy tylko do Peny, reszta to iluzja, na nic więcej czasu nam nie starczy, oby na samą Penę wystarczyło.
Stajemy do kolejki na autobus 434, z godzinę się zeszło, nim wreszcie ruszyliśmy. Miasteczko urodziwe, i owszem, jest na czym oko zaczepić i owszem. Droga wąska, kręta, szalona, ledwo się na niej autobus mieści. Na szczęście jest jedno kierunkowa, w przeciwnym razie, nikt by nią nigdzie nie dojechał.
Wysiadamy na przystanku Zamek Maurów, a właściwie jego ruiny. Stąd do pałacu Pena tylko 350 metrów, pójdziemy sobie piechotą. Do ruin zamku jest dalej i znów będzie trzeba stać do kasy a potem do wejścia i zabulić po dziesięć euro od łebka, nie to nie dla mnie. Idziemy sobie spokojnie do kolejki po bilety do pałacu Pena.
Kolejka jak kolejka, większe widziałem, ale prawie pół godziny się zeszło. Gosia zajęła kolejkę do wejścia, więc tu nam się udało. Gdy miałem już bilety, w sam raz weszliśmy, jedna kolejka mniej.
Pałac stoi oczywiście na wyrąbistej górze, ja nie wchodzę, ustawiamy się więc do kolejki na autobus. Za jedyne trzy euro zawiezie nas pod sam pałac. Znów pół godziny czekania, rewelka nie zwiedzanie, to się powinno nazywać kolejkowanie.
Pałac można sobie obejść dookoła bez kolejki, przy okazji świetnie widać ruiny zamku Maurów, cały ten „obchód” absolutnie fantastyczny, widoków zapierających dech, ile dusza zapragnie. Słowa tego nie opowiedzą, patrzcie na obrazki.
I następna kolejka, do wejścia, tak na godzinę tylko. Ja stoję, Gosia myszkuje. W środku pałacu jedna wielka kolejka, od wejścia do wyjścia. Stópka za stópką, „przechodzimy” całą trasę. Czy warto? Niespecjalnie, można sobie było to odpuścić. Taniej by wyszło i czasu trochę szkoda.
Teraz mamy go bardzo mało na ogród. Ten jest wielki, monstrualnie wielki. Zajmuje całą dolinę wokół pałacu. W zasadzie utrzymany jest w stanie naturalnym, choć rosnące tu drzewa pochodzą z wielu różnych stron świata. Widziałem nawet sekwoje bez latania na drugą stronę Atlantyku. Choć są dość młode, już robią wrażenie.
Czas na kolejną kolejkę, do autobusu 434 w dół, do Sintry. Znów prawie godzina. Zwiedzanie Sintry to w obecnych czasach kompletna pomyłka, nie żebym nie był zadowolony, bo było naprawdę fajnie, ale te kolejki, ten tłok, to zaczyna całkiem tracić sens.
Bilety kolejowe miałem w obie strony, dość kolejek na dziś. Ze stacji jest wspaniały widok na zamek Maurów, mam go i góry i z dołu, zupełnie jakbyśmy tam byli.
Cały dzień przeleciał, zwiedziliśmy tylko jeden obiekt. Takie dziś są realia turystyki.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019