W tym roku zaczynamy podróż z dużego C. Zamiast kilku skoków, wykonujemy jeden, ale za to wielki. Jednym rzutem aż na Bali. Podróż, z przesiadka w Doha zajmie nam siedemnaście godzin, ale za to zakończy się już na Bali, bez kilkudniowego pobytu w Bangkoku, czy gdziekolwiek indziej. Ale swoje w tylną część ciała dostaniemy i to dosłownie. Po prawie piętnastu godzinach siedzenia w samolocie na twardym zydlu, nie ma opcji, będzie bolało.
Szkoła się dziś skończyła, w metrze odświętnie ubrane dzieciaki ze świadectwami w rękach a ja zrywam się wcześniej z pracy, bo my też mamy od dziś wakacje. Nie będzie lekko, wylatujemy wieczorem i dolatujemy prawie o tej samej porze na Bali. Po drodze zniknie nam cała doba, ciekawe jak na to zareaguje nasz wewnętrzny zegar, pewno wszystko nam się poprzestawia.
Ale mamy w sobie radość dziecka, które wreszcie jutro nie będzie musiało rano wstawać i iść do szkoły. Tylko zwierzaki patrzą na to z zupełnie innej strony, dla nich nasza radość oznacza długą rozłąkę a one tego zdecydowanie nie lubią. Buldog siedzi przy drzwiach, pilnuje żebyśmy bez niego nigdzie nie pojechali. Co ciekawe, dołączył do niego również kot i siedzą tak razem z posępnymi minami, daremne oczekiwania, i tak ich zostawimy. I weź takim wytłumacz, że trzy tygodnie miną jak z bicza trzasnął. Dla nich będzie zupełnie inaczej. Wszystkich jednak nigdy nie zadowolisz.
Pomni złych doświadczeń zamawiamy taksówkę trzy godziny przed wylotem, ale tym razem wszystko idzie jak po maśle. Piętnaście minut na Chopina, tu też żadnych kolejek, żadnych trudności. Mamy czasu aż zanadto. No to jeszcze kawa, jeszcze papierosek, kawa, papierosek, samolot Qatar Airways A330 i lecimy. Schools’s out, zaczynają się wakacje.