Puste lotnisko, jakby kto wszystkich zniknął. Wydawało się, że w końcu spotkamy upiora ale spotkaliśmy tylko Ilonę i Nigela wracających z Wietnamu. I razem polecieliśmy do domu.
Ale po kolei. Miałem się wyspać, tylko tak się zaczytałem, że gdy zamierzałem lulu, zaczęli roznosić "śniadanie". Na mój biologiczny czas, to była prawie dokładnie północ. Świetna pora na śniadanie. Gosia za to ani drgnęła, zmumifikowana jak zwykle. Zjadłem i zaczęliśmy już schodzić do lądowania. Obudziłem "mumię", też zjadła "śniadanie" i siadamy w Doha. Jest druga w nocy, ale dopiero dziesiąta wieczór. Zaczyna się cyrk ze zmianą stref czasowych.
Wysadzili nas w nowiutkiej części terminala, chyba dziś oddanej do użytku. Wszystko lśni nowością, pewnie emir to otwierał. Chyba nie zdążyli zrobić stanowisk do kontroli bezpieczeństwa, bo wpuścili nas od razu. Czysty zysk na czasie i energii. Ciągnę karawanę do "gate" ale w połowie drogi Lala: "a gdzie sklepy?", "a pół kilometra dalej". Nie uwierzyła. Spytała się jakiegoś usłużnego pracownika lotniska i wracamy się skąd przyszliśmy. Bo tam są sklepy. Kupiła dwie bransoletki z niczego i zadowolona. Gosia pyta się gdzie jest Desigual, bo może od naszego ostatniego pobytu, nowy towar przywieźli. A Desigual jest dobry kilometr stąd, tam gdzie szliśmy, zanim Lala nas zawróciła. Kurwa.
Ale co tam kilometr, jak tam Desigual jest. Ratunek przyszedł z nieba, bo gdy wzniosłem do niego oczy, zobaczyłem nad głową ... jadący w stronę sklepów pociąg. I nie był to ani sen ani złudzenie, on naprawdę tam jeździ. A nawet dwa, jeden po każdej stronie. Teraz mogę całe dwie godziny jakie nam zostało do "boardingu" jeździć pociągiem, a co mi tam. Jest środek nocy, jesteśmy gdzieś pomiędzy wschodem a zachodem, dwa dni nie spałem to co innego mam do roboty, niż jeżdżenie pociągiem na wysokości drugiego pietra od sklepu do sklepu?
Jak wpadły do Desiguala, tak słuch po nich zaginął. Obejrzałem sobie jeszcze w międzyczasie futurystyczny plac zabaw dla dzieci, sklep ze złota, bolid F1 Red Bull Racing i Lamborghini, które można albo wygrać na loterii, albo kupić. To drugie zdecydowanie łatwiejsze, tylko nie na moją kartę kredytową.
Nowych torebek nie było ale były chusteczki, co za różnica. Ja na swoją kartę VIP kupiłem dwie butelki wody. Na tym polegają różnice w systemie kapitalistycznym. Jeden ma na Lamborghini a drugi na butelkę wody. Chwalić Pana, że moja złota karta choć na wodę wystarczyła. W Macau mogło by mi limitu nie starczyć.
Wróciliśmy pociągiem do naszego wyjścia i na tym noc w Doha na szczęście się skończyła. W samolocie podali nam nocne przegryzki, co akurat było jak najbardziej na miejscu, a na koniec jeszcze jedno śniadanie. To policzmy. Rano zjadłem porządny Chiński obiad na śniadanie, na lotnisku drugi, w samolocie do Doha kolację i śniadanie, potem nocną przekąskę i znów śniadanie. No i co? To dopiero jest życie. Jak ktoś się zastanawiał, po jaką cholerę jak tak latam po świecie, to teraz wie. Żeby tak żreć. W domu będziemy akurat na śniadanie, a doba jeszcze nie minęła odkąd jadłem obiad na śniadanie. I na tym właśnie polegają długie podróże, wszystko już się człowiekowi przestawia. I nawet jarać nie trzeba.