Dzień mija za dniem, nic się nie zmienia, oprócz pogody. Po trzech dniach prażącego słońca wróciły chmury. Ale nie do końca, słońce przepala je na tyle, że można się definitywnie "dopalić". Jest też trochę chłodniej. Da się wytrzymać na tarasie naszego domku. Ocean mocno faluje, trzeba uważać. Ja mam mniej o jedne okulary słoneczne. Jak mnie fala pizgnęła po prostu zniknęły i już.
Koty rosną jak na drożdżach, ale jak ma być inaczej, skoro tylko u nas jedzą trzy razy dziennie do oporu. Szwedzi nie wyjechali, basen zapełniony dzieciorami. Na szczęście co jakiś czas chodzą jeść albo pospać, wtedy można skorzystać. No i wieczory są spokojne, bo wcześnie idą spać. My też, o 10 wieczorem już nas nie ma.
Wstaję zwykle między 8 a 9 bo trzeba iść po aprowizację na cały dzień. Stoiska sprzedają żarcie góra do 10. To najlepsze źródło bardzo taniego jedzenia. Porcja kosztuje średnio 30 bht. Ceny jak w Bangkoku. Owoce jeszcze tańsze. I słodkie pierożki. Gotuję Gosi jajka grzałką w kubku i też jest dobrze. Tak można spokojnie przeżyć do wieczora. Wtedy idziemy do restauracji na samej plaży. Prze samym zachodem, gdy kończymy, zaczyna się spektakl. Gotują naprawdę świetnie. Na przykład tofu w trzech sosach albo nice beach fried rice z kurczakiem satay palce lizać. Delikatna zupa kokosowa z grubym makaronem, masala, biyriani i cała masa innych pyszności. Wszystkiego nie spróbujemy.
Czytelnia działa na pełny regulator, od rana do nocy. Ja mam wersje elektro, tylko w kółko muszę ładować baterie. Mam te same książki na tablecie i smartfonie, to czytam na zmianę.
U Monga następne Jungle Party, przyszliśmy o 20, nikogo jeszcze nie było. Wszystko było w porządku, zapodaliśmy po bilecie na księżyc i dajemy się ponieść chwili. Jest cudownie, magia światełek i muzyki lasu a tu nagle Lala bęc twarzą na stół. Gada coś przez tubę, ale sensu w tym nie bardzo. No to pięknie kurwa pięknie. Zimny okład na kark coś pomaga ale za chwilę znów leży. Jeszcze raz i wreszcie pomaga. To nie produkty Pana Monga, tylko nazwyklejsze przegrzanie. A już miałem nadzieję, że mnie też położy.
Gdy zaczęła mówić, "kupę mi się chce", Gosia odwołała akcję ratowniczą, jak chce srać to żyć będzie. Możemy wracać ale jutro ma areszt domowy w klimatyzacji, żadnego opalania.
Dziś w nocy obudziło mnie straszne gorąco, cały jestem mokry, w domku parówka i ciemno jak w ... Nawet swojej ręki nie widziałem, nie ma światła, nie ma klimatyzacji, jak teraz żyć? Wyszedłem na zewnątrz, wszędzie ciemno, nie ma zasilania. Na horyzoncie ostro się błyska to mam i wytłumaczenie. Wywietrzyłem domek i spróbowałem jakoś zasnąć. Rano okazało się, że w końcu spdł deszcz, po raz pierwszy od dwóch tygodni, ale pora deszczowa.
Tym niemniej właśnie coś dobrze grzmotnęło gdzieś za lasem, może znowu z wodą jadą. Wsunąłem pad thaia i wracam do czytania. Trzeba odpocząć, jutro cały dzień podróży. A na końcu Hong Kong, spokoju to tam na pewno nie będzie.