Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Lato w mieście - Maroko na ferie zimowe    UNESCO
Zwiń mapę
2017
20
lut

UNESCO

 
Maroko
Maroko, Essaouira
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3729 km
 
Essaouira to przede wszystkim starówka, reszta miasta jest mało interesjąca. Może jeszcze południowa, przede wszystkim willowa, wygląda jak kurort z nad Morza Śródziemnego. Ale część północna nie jest warta żeby tam zaglądać.
Za to medina jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO. A dostać się na tą listę łatwo nie jest. Essaouira ma bardzo burzliwą historię. Miasto przechodziło z rąk do rąk, z epizodami portu piratów. Założyli je w XVI wieku Portugalczycy. W XIX wieku był to jedyny marokański port na południe od Tangieru, do którego mogły zawijać w celach handlowych europejskie statki. W okolicy osiedlili się wówczas brytyjscy kupcy i Żydzi, także Portugalczycy, Berberowie, Arabowie, Francuzi i Gnawa – ciemnoskórzy niewolnicy z Afryki równikowej. Na koniec Maroko dostało się w ręce Francuzów, co chyba widać, słuchać i czuć w każdym miejscu. To język, kuchnia i kultura Francji pomieszana z Arabską i Berberyjską definiują dziś Essaouirę.
W odróżnieniu od czerwonego Marrakeszu, tu wszystkie budynki są białe, z niebieskimi oteorami. Choć, jak to w całej północnej Afryce, zdarzają się też cudownie kolorowe drzwi. Ale drzwi to temat na oddzielną książkę.
Medina jest niewielka i ma jedną wyjątkową cechę wyróżniającą ją na tle innych. Przez środek przebiegają dwie krzyżujące się główne aleje, którymi wchodzi się i wychodzi z miasta. Reszta to klasyczne uliczki prowadzące zygzakami do nikąd. Ale z każdego zaułka, prędzej czy później można się wydostać na główny deptak. Tu się zgubić w zasadzie nie można.
Na tych dwóch ulicach toczy się całe życie miasta. To jeden wielki bazar, służący przede wszystkim mieszkańcom. Tu się kupuje zawsze świerzy Marokański chleb, podstawę każdego posiłku. Na ulicach leżą stosy mięty i innej zieleniny. Co rusz trfiamy na stoiska z owocami, przede wszystkim pomarańczami i mandarynkami. W zimie sok z nich wyciśnięty na twoich oczach powala. W budynkach co krok to małe sklepiki typu mydło i powidło. Rarytas to sklepy mięsne, ale to dla ludzi o mocnych nerwach. Zwłasza z powodu szczególnej ekspzycji jąder w wiszących tuszach.
W środku miasta jest targ rybny, absolutnie świerze ryby od szprotek po rekiny. I mnóstwo stoisk, gdzie można kupić już smażone. Obok marokańkie placki i naleśniki, za bezcen a pyszne i świrzutkie. Są też oczywiście warzywa, wszystkie świerze i w ogromnym wyborze.
Tu kupisz wszystko do jedzenia i picia, poza oczywiście alkoholem. W całym mieście jest tylko jeden sklep i wcale nie jest łatwo do niego trafić. Flaszki pakują w gazety żeby wyznawców Allaha nie gorszyć.
Poza głównymi ulicami zagłębiamy się albo w klasyczy labirynt mediny, gdzie mieszkają miejscowi albo całe kwartały sklepów, stragnów, knajp i galerii gdzie roi się od turystów. Essaouira jest niwątpliwie miastem z artystyczną duszą. Naprawdę dużo się tu dzieje. Essaouira została "odkryta" w latach sześdziesiątych ubiegłego wieku gdy zjeżdżali się tu hippisi z całego świata. Coś z atmosfery tamtych lat zostało do dziś. Z wielu ścian patrzy na nas Jimmi Hendrix na przemian z Bobem Marleyem, po ulicach paradują miejscowi rastfarianie. Doliczając do tego elementy kultury Berberów i Tauregów mamy wspaniały, pulsujący dzień i noc tygiel, z którego tylko czerpać.
Nie sposób się tu nudzić, jeśli kto się znudzi w Essaouirze, to ma problem. I niech w te pędy leci do psychoanalityka.
I jeszcze słów kilka o kuchni. Jak wszystko, to suma wpływów wszystkich mieszających się tu kultur. Jest aromatyczna ale łagodna. Co ciekawe, warzywa zawsze są robione na miękko, żadnej azjatyckiej surowizny z patelni. Klasyczna marokańska sałatka to z kolei pomidory z zielonym ogórkiem, czyli herezja, dosmaczane pietruszką, kolendrą i cebulą z dodatkiem prażonych migdałów, które tu dodają do wszystkiego. I królestwo tarzinów, kuskusów, kebabów, kefty i ryb, ryb i jeszcze raz ryb. Niepodzielnie króluje pieczone mięso i ważywa z dodatkiem fig, śliwek i daktyli. Całość wychodzi aromatyczna i łagodna. Harrisę podają na szczęście osobno. I oliwki, oliwki i oliwki. Bez nich nikt nie zacznie żadnego pisiłku, kawałek bagietki i talerzyk oliwek zaczyna każdy pisiłek. A kończy herbata z miętą, zwykle podana gratis.
Tak było i tym razem. Zaczęliśmy od marokańskiej sałatki, potem kebab i tarziny.
I wtedy przyszedł kot, biało rudy. Pożądnie wylizany, źle mu się nie powodzi ale zawsze można przecierz coś skubnąć. I skubnął. Najpierw z podłogi a na końcu z talerza. Dopuki nie przyszedł szef i kota wywalił z kanapy. Bo gdyby to był jego kot, a to kot sąsiadki. A żreć przychodzi tu. Na dodatek ona ma pretensje, że kota jej karmią. Jak szef poszedł, kot wrócił. Ma gdzieś co jego Pani gada. I teraz leży koło mnie i mruczu, taka jego nać.
Schowałek kota pod kórtkę, zjedliśmy jeszcze deser i wypiliśmy herbatę. Chyba czas kończyć bo nie wstaniemy.
Zaraz po wyjściu na portowy bulwar wpadam na ciastkarza, tego nam tylko do szczęścia potrzeba. Zdecydiwanie najlepsze ciasteczka sprzedają "z ręki" w okolicach portu i na plaży.
Gdy ja z Iloną i Nigelem szalejemy po mieście, reszta zamieniła nasz dom w polską kuchnię. Dziś na obiad sznycel z kurczaka, ziemniaki i surówka z kapusty, a kysz diable rogaty.
Na śniadanie były kluski z truskawkami. A paszoł won. Dziś 18 urodziny Joli. Dwa pudła ciastek i półka wódku. Będzie żyła sto lat, nie ma innej możliwości.
No to jeszcze po ciasteczku i królik nam tym razem nie ucieknie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (21)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019