Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Lato w mieście - Maroko na ferie zimowe    Rosół
Zwiń mapę
2017
18
lut

Rosół

 
Maroko
Maroko, Essaouira
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3695 km
 
Światło nie wysiadło, więc rano wstajemy normalnie. Dzień zaczynamy od kawy, tak jak się w eleganckim świecie należy. Banda idzie na śniadanie, my zostajemy. Mamy kabanosy, krakowską suchą i całą torbę żółtych serów.
Do tego pomidorki i kilka rodzajów oliwek oraz świerzutki, jeszcze ciepły, marokański chlebek. I świerzy sok z mandarynek.
Dziś normalny dzień, na ulicach kłębią się tłumy. Najpierw kupujemy bilety do Marrakeszu. Jedziemy w środę o 15:15.
Teraz szukamy transportu do Agadiru, bo Supratours jeździ raz dziennie o 14:40. Szukamy szczęścia na postoju taksówek. W końcu my jednak rezygnujemy co upraszcza sprawę. Byliśmy tam kiedyś przez tydzień, nie warto. Drogę też znamy, to gdzieś tam kozy chodzą po drzewach arganii. Udało się umówić siedmioosobowy samochód za 1100 Dirhamów. Dobra cena. Jadą o siódmej rano.
Czas na zajęcia w podgrupach. Szopy idą do rzeki, za którą są jakieś zbytkowe ruiny, na dodatek w wodzie. Reszta już taka odważna nie jest.
Czas na zakupy i "przy okazji" spacer po mieście. Zatrzymałem się przy stoisku z plackami. Tymi, które musiałem w zeszłym roku jeść sam. W tym się nic nie zmieniło, poza tym, że kupiłem tylko dwa, a nie osiem. Do jutra dam radę.
Twierdza niestety w remoncie, a dziś wieje tak, że mury miejskie się trzęsą od fal przyboju. Możemy sobie tylko posłuchać. Wzdłuż muru są galerie i sklepy z rękodziełem. Też dobrze. Chwila na kawę i pora ruszać. Oczywiście jak się opędzimy od artystów i po prostu żebraków. Jest jak jest, sam świata nie zmienisz.
Kolejne ulice sklepów, kolejne zakupy. Czas na monopolowy. Idziemy nad morzem przez dzielnicę żydowską. A właściwie przez to, co z niej pozostało. Wygląda jakby tu już nikt nie mieszkał. Buldożery właśnie niwelują cały pas domów przy miejskich murach. A od morza wieje ta, że głowę urywa. Jakby wszystkich stąd wywiało. No cóż, pewnie jednak żydzi zdecydowali się na emigrację do Izraela.
Sklep monopolowy jest gdzie był. Tak schowany, żeby Allah nie widział. A jak nie widzi to się nie denerwuje, i o to chodzi. Wszyscy zadowoleni.
Gdy wróciliśmy do domu, z piwem, wódką, oliwkami, pomidorami i chlebem, wszyscy już byli. Szopy mokre, a konkretnie Marcin. Rzeka była, ruiny były i przypływ niestety też. Tym razem skończyło się tylko na mokrych spodniach ale mogło być gorzej. To nie Bałtyk, to Atlantyk. Dobre co się dobrze kończy, będzie co opowidać.
Nigel kupił jeszcze z kilo oliwek a ja mu dałem specjalne oliwki z chilli. Jak lubi to czemu ma nie mieć. Zjadłem jedną, więcej nie.
I wtedy Gosia żuciła hasło ROSÓŁ. Wczoraj już coś po pijaku bredzili, dziś im się niestety przypomniało, a to pech. Poszły panie po kocich łbach na bazar po składniki. Wróciły dumne jak marokańskie pawice z martwym ptakiem i warzywami w torbach. Będzie polski rosół w Essaouirze.
Gotowała oczywiście Agnieszka, pozostałe "ladies" to amatorki a Agnieszka wpisała w kartę na granicy "home manager" w rubryce zawód, no to kto jej podskoczy. Efekt taki, że ma z nami jechać za rok do Birmy, bez niej Gosia umrze z głodu.
Jak się najedli ktoś zaproponował żeby go schować do lodówki, sle trzeba wyjąć wódkę. CO? Nie, takiej opcji nie ma, absolutnie. Rosół może i genialny, ale żeby wódkę z lodówki wyjmować to stanowczo za wiele.
Dziś wcześniej wszyscy poszli, każdy do swojej króliczej nory. Oni rano wstają, my na szczęście nie.



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019