Nastawiłem dwa budziki, wystarczy. I tak się obudziłem wcześniej. Tylko psy były zdziwione co tak wcześnie. Franek stanowczo nie miał ochoty na rozoczynanie nowego dnia. Skorzystał z okazji i czmychnął do ciotki. Zakopał się i tyle go widzieliśmy. Czarna noc, zwierzęta domowe i pożądni ludzie o tej porze śpią a nie latają po świecie.
Tym razem jedziemy klasyczną drogą przez Łomianki. Ruch spory ale docieramy na parking w Nowym Dworze bez problemów.Nazywa się Alcatraz, to chyba inspiracja sąsiedztwem twierdzy. Godziny szczytu dopiero się zaczynają, ludzie jadą do pracy a my na wakacje, co kto lubi.Ja zdecydowanie wolę wakacje. Gosia zchwyca się, mam nadzieję, że ostatnim na razie, zimowym krajobrazem. Ja wolę zdecydowanie palmy.
Za chwilę jesteśmy na lotnisku. Kupa czasu a i tak reszta już tu koczuje od bladego świtu. Gosia jak zawsze blokuje kolejkę do odprawy. Jeśli tak musi być to musi. Tłoku nie ma bo teraz jest tylk nasz lot a następny za godzinę. Kolejka do odprawy szła szybko dopóki nie trafiło na moją żonę. Dobre 15 minut jak nie lepiej. Cały cygański tabor zajął pięć pojemników a i tak bramka świeciła jakby cała ISIS kontrabandę wnosiła. Mnie to już nie rusza, do wszystkiego można przywyknąć. Teraz trzeba to wszystko pozakładać z powrotem. W Brukseli wszystko jeszcze raz.
Hop siup i już pora. Idziemy do samolotu. Za chwilę startujemy. Jak pekaesem do Siedlec, tak to teraz wygląda. Tylko Agnieszka raz umarła ze strach i po wszystkim. Za godzinę lądujemy.