Samolot przeleciał nad Phangan i to dokładnie nad Haad Rin. Pogoda w zatoce jak drut. I taką zapowiadają na cały tydzień. Potem lądowanie na Samui. Tu czarna chmura na środku wyspy. Pojechaliśmy na prom i ledwo wleźliśmy pod dach już lunęło. 15 minut i wystarczy.
O 16:00 odpływa prom na Phangan. Chmura sobie poszła. Jest pełne słonko niebieskie niebo i szmaragdowy ocean. I UPAŁ. Płyniemy tylko 50 minut. Wysłałem sms do Wieslawa. Okazało się że właśnie płyną katamaranem i widzą naszą łajbę. My ich zzresztą też.
Dobijamy do brzegu i leziemy do hotelu. Gorąco.
Dostajemy wreszcie nasz domek. Duży i wygodny. Standard taki sobie ale jest ok.
Strasznnie gorąco. Słońce powoli zachodzi w wersji magic sunset.
Jesteśmy na południowej plaży Haad Rin w bardzo spokojnym miejscu. Na samej plaży. Z tarasu ocean view pierwsza klasa.
Pora udać się do świątyni po kadzidło. Długą droga. Koszulka do wyżymania. Ale najważniejsze że są kadzidła. Niestety inflacja i już kosztują 300. Trudno. To i tak jak darmo.
W drodze powrotnej zakupy w K Kart i jesteśmy gotowi do Celebrity.
Okadzilśmy domek werandę i co się dało. Za szczęśliwy pobyt. I zgasło światło.