Tym razem naprawdę Wstaliśmy o świcie. Nad Malakką właśnie wstawało słońce. Na śniadanie parówki z sosem musztardowym i jedziemy. Taksówkami na Melakka Sentral i autobusem w trzy godziny do Kuala Lumpur. Z dworca Puduraya mamy niecałe 500 metrów do hotelu. Tym razem pełen wypas. Cztery gwiazdki. Pokoje nie za duże ale za to pełen szpan. Łazienka za szkłem. Flat Tv. Czajnik i gadżety. No i widok z okna na KL pierwsza klasa. Poszliśmy do Central Market. Nasz hotel do niego przylega więc daleko nie było. Potem obiad u Zakiego. Nażarliśmy się jak świnie za 65 pln.
No i Jalan Petaling. Szukam slepu 101 co mi go Ilona poleciła. Bo piwsko tu drogie jak para Ray Banów. Nie był na początku i na lewo a w połowie ulicy i na prawo ale był. Przed sklepem leżał facet który też chyba piwa szukał. Sprzedają tu jakieś wynalazki o mocy 16% za jedyne 7 pln. Jak w tym upale walniesz ze dwa albo trzy to będzisz leżeć koło niego. Gosia kupiła Cheersa. Lepiej nie kusić licha.
Zostawiłem połowę w gąszczu stoisk i odpoczywam w hotelu. Mamy jeszcze pojechać pod Petronas Towers na nocne pokszy fontann. Może pojadę a może zejdę po tym upale. Wszystko w rękach Allaha.