Katar to dziura na pustyni i nikt tam nie lata jak nie musi. Wszyscy tylko sie przesiadaja, mielismy dwie godziny czasu wiec wszystko poszlo gladko. Kontrola bezpieczenstwa w wersji arabskiej czyli po lebkach, napoje przechodza bez problemu, stanowisk duzo a na czerwone lampki na bramce nikt nie zwraca uwagi. Szybko dostalismy sie do ... palarni i buchamy na zapas za cala noc jaka nam zostala do Bangkoku.
Potwor, czyli A380 juz czeka, odprawa opozniona, ludzi jak mrowek, nie mieszcza sie w poczekalni. Kto wymyslil taki pochrzaniony samolot ? Wreszcie idziemy, dostajemy tajemniczy kryptonim drzwi numer cztery. Wlazimy w korytarz i ladujemy w ... samolotu to raczej nie przypomina, to jakis kwalek czegos, wypelnione 10 rzedami foteli ale raczej wyglada na ... no wlasciwie to nie wiem do tej pory na co wyglada. Oswietlenie w delikatnym fiolecie, na scianach obrazy, okna jak w Space Odyssey 2001 i ta swiadomosc, ze nad nami jest drugi taki sam przedzial. Kompletny surrealizm. Jak toto ruszylo bylo jeszcze gorzej, silniki ledwo slychac i toczy sie toto jak lokomotywa Brzechwy po czym jakos sie zaczyna wznosic ale z takim majestatem jak przekarmiona kaczka z Lazienek. Na cale szczescie jednak lata. Po drodze byly ciezkie turbulencje ale nawet to w tym potworze nie robi wrazenia. Ladowanie podobnie, leci leci i leci i juz nie leci. Warunki w klasie ekonomicznej bardzo dobre, fotele spore i ergonomiczne tylko pokladowa rozrywka dziala jakby ja chlopcy z Niecalej robili, troche dziala ale potem prawie wszystkim wysiadla a zaloga jedyne co miala do poradzenia to oczywiscie restart, ktory nic nie pomagal. Cale szczescie, ze to tylko modul rozrywki, jakby tak sie zachowywalo oprogramowanie do latania to bym tego tekstu nie pisal a Wy byscie mieli co ogladac w wiadomosciach.
Wiec pol nocy przegadalem z sasiadka, ktora okazala sie ni mniej ni wiecej stewardessa Quatar Airways. Najciekwsze co zapamietalem to przepis, ze na poklad nie wolno zabrac zadnego psa ale za to mozna wziac DO SIEDMIU sokolow. Na dodatek w instrucji ewakuacji awaryjnej napisali, ze po ewakuacji pasazerow sokoly nalezy zamknac na polkach bagazowych i zostawic, taka ciekawostka.
Na Suvarbabhumi nic nowego, poza tym, ze na widok seniora o kuli tajce puscili mnie i Gosie przez IMMIGRATION bez kolejki, jakby komu zalezalo to kule moge pozyczyc bo mam trzy.
No i taksowkarz WLACZYL LICZNIK bez gadania ale to juz efekt rzadow junty wojskowej, moze by tak w Polsce tez sprobowac.
Pokoj wzialem z "gornej polki", nowe skrzydlo, wszystko nowe, nic sie nie zacina a klima nie dmucha na lozko tylko na okno. I wystroj bardzo, bardzo stylowy po Tajsku oczywiscie.
Wieczor zaczal sie od kupowanie Ray Banow bo z tego wszystkiego zadnych okularow slonecznych nie wzialem. I dalej nie mam, bo po pierwsze stoiska z okularami gdzies poznikaly (pozdrawiam tych co je zamowili) a po drugie przyszla burza i musielismy wiac pod plandeke w naszej ulubionej knajpie na Rambuttri. Tu nic sie nie zmienilo i za kazym razem czuje sie jakbym wstal od stolu wczoraj anie pol roku temu. I mozemy tu siedziec i siedziec i siedziec.
Dzis krolowal Pad Thai w omlecie, prawie kazdy to zamawial ale warto, jest pyszne. Kupilem pol lodowki owocow i swiezo wyciskanych sokow i zaraz sie za nie biore.
Co bedzie jutro, zycie pokaze.