Turkotamy walizkami po sennym Ciampino na stację kolejową. Jeszcze tylko po kawie z automatu i autobus zabiera nas na lotnisko. Ty razem z racji pory tłum się kłębi jak cię mogę. Przymierzam tobołki do kratki z napisem Ryanair i ciężko bo ciężko ale jakoś wchodzi. Dopijamy co kto do picia miał i do samolotu. Tym razem nie ma o czym pisać, znajomi „pątnicy” wracają dopiero jutro a obecna ekipa leci całkiem na „sucho” więc nudę rozprasza tylko wiadomość, że w Modlinie „lekka mgła”. Jak ta „lekka mgła” zamieni się w dwie godziny na mgłę prawdziwą to polecimy na Okęcie a samochód zostanie w Modlinie. I to jest właśnie to co mi się w tym całym pomyśle z Modlinem podoba najbardziej. Na szczęście tym razem się udało. Założyłem na siebie co miałem i wysiadamy. Ciemno, zimno i mokro, witamy w kraju nad Wisłą. Lato zostało daleko za nami. Następny raz w klapkach połazimy dopiero w lipcu po Rambuttri, ale to już zupełnie inna historia.