Podboj Bali
Ruszamy na podboj Bali. Na godzine 9:00 zamowilismy busa dla wszystkich za jedyne 460 tysiecy "rupiahow" na cale 10 godzin i mozemy sobie "winszowac" co gdzie i jak. Jest to absolutnie najtanszy sposob peregrynacji wyspy nie liczac oczywiscie kandydatow na kamikaze, wynajmujacych skutery. Jednego nawet znam osobiscie, to nasz przyjaciel Jerzy, ktoremu z niewiadomych powodow udalo sie nawet ten eksperyment przezyc. Ja mam nawet opory przed jazda na przednim fotelu i z reguly nie patrze na droge, tak to wyglada. Perspektywa "jelonka" na skuterze, ktorego wszyscy inni uczestnicy chca zabic, zdecydowanie mi nie odpowiada.
Ruszamy najpierw wzdluz wybrzeza a potem za Padang Bai zaczynamy piac sie waskimi drozkami w gore wyspy, kierunek kaldera wulkanu Batur. Na przednie siedzenie zmyslnie wmanipulowalem Aleksanda, a ja siadlem za nim, zawsze to bezpieczniej. Widoki z kilometra na kilometr zmieniaja sie na ladniejsze. Najpierw zaliczamy "sielanke" uprawa i zbior ryzu. Im dalej tym wiecej drzew, w uszach czujemy zmiane cisnienia i raptem wypadamy na droge wzdluz stromej grani gdzie po prawej rozciaga sie majestatyczna perspektywa masywu wulkanu Batur.
Jest to jeden z najwyzszych i wciaz czynnych wulkanow na wyspie. Sam stozek to pozostalosc po gigantycznym wybuchu jego poprzednika, ktory pozostawil jezioro Batur oraz kilka innych wierzcholkow gorskich. Widok zapiera, no tym razem naprawde. No i mamy nastepny znaczek do naszego klasera, czynny wulkan. Szkoda tylko, ze dzis nie wybuchl. Ale byla by jazda.
Jak zwykle bywa frajde z ogladania panoramy doliny i masywu Batur popsuly "landaloo" wciskajace nam sarongi, drewniane lyzki do wyrywania serc wrogom , rowniez drewniane penisy do otwierania piwa i inne absolutnie nam niezbedne przedmioty. Ja dalem sie tylko oszukac na "sanke fruit" i przepalcilem "lankiloo" z piec razy.
Teraz kolej na Pura Batur, jedna z tysiaca swiatyn na wyspie. Po krotkiej utarczce z "lend sarong team' zaplacilismy po jedyne 5 tysiecy od lebka za pozyczenie tego urodziwego stroju i moglismy podziwiac balijska architekture sakralna.
Po kilku pierwszych godzinach zwiedzania wyspy czas na male co nieco. To "male" w moim przypadku oznaczalo "buffet" , ktory powiekszyl moj obwod o kolejny centymetr a zonie musialem dawac dwa stoperany, bo znowu cos bylo nie tak. Spotkalismy tez fajna parke rodakow, jak my peregrynjacych po Azji. Wymienilismy spostrzezenia i dalej jazda w dol. kierunek Ubud a konkretnie jego najwazniejszy zabytek Ubud Market.
Kierowca naszego bombowca wsadzil nas po drodze do Natural Agriculture Bali Area gdzie moglismy wlozyc do klasera znaczki z krzewami kawy oraz "mister" Luvaka, ktory to odpowiedzialny jest za produkcje najdrozszej kawy swiata. Otoz to urocze stworzenie futerkowe w czasie swych nocnych harcow wsrod krzewow kawy zywi sie najlepszymi jej ziarnami, a co nie przetrawi to wysra oczywiscie. Rano zbiercze laduja do koszyczkow te wysrane ziarna i potem robi sie z tego najdozsza kawe na swiecie. Tak wiec ten najwiekszy przysmak kawoszy nie jest do dupy, on jest z dupy i to doslownie. Potem degustacja kawy i herbaty a na koncu ... sklep. Ceny, nie tylko kopi luvak z kosmosu. Wiec brat liberal kupuje caly worek roznosci, Teleccy cos na pamiatke a my nic. Nie dziwota, bo Kopi Luvak stoi 2.5 miliona za kilo.
Jedziemy dalej w dol. Tu opisze atrakcje jakiej nie znjdziecie w zadnych przewodnikach. Przed Ubud jest ciagnaca sie wzdluz drogi wioska, gdzie produkuje sie pamiatki wszelakie dla wszystkich stron swiata. Widzielismy miedzy innymi: naturalnej wielkosci straznikow grobu Tuth Ankh Amona, marokanskie lustra, tunezyjskie talerze, zyrafy z Kenii, chinskie lampiony, pingwiny, jelenie a nawet glowy posagow z Wyspy Wielkanocnej. O "autentycznych" skrzynkach pocztowych z Teksasu z przed pierwszej wojny swiatowej nawet nie wspomne. Gdybymy tam staneli to chyba za rok bysmy wszystkiego nie obejrzeli.
Wreszcie Ubud. Ja z Teleckimi trzymamy fason i zwiedzamy palac Ksiecia, reszta rusza bezposrednio na lowy. Po pol godzinie dolaczamy i my. No i lowimy perly, scarfy, paski, pamiatki, pierdzionki i ptaszki. Ja kupilem Kopi Bali piec razy taniej i 50 gram Kopi Luvak szesc razy taniej. No coz, tu takze obowiazuja prawa rynku. Co do kawy to wieczorem okazalo sie, ze Kopi Bali jest jeszcze trzy razy tansza niz w Ubud i mozna ja dostac w naszym wiejskim sklepie. Luvaka w naszej wsi niestety nie ma. Moze mu klimat morski nie sluzy.
Zmeczeni wybieramy sie juz na Kilimadzaro czyli spac, z nadzieja, ze nie bedzie jak zeszlej nocy, gdy krople deszczu z przeciekajacej strzechy zalaly nam lozko a zona darla sie ze "czik czak" po iej lazi. Nasz przyjaciel kameleon wiszacy nam nad glowa juz zasnal. O k... wygadalem, zaczelo padac.
Dobranoc.