Dzień ostatni postanowiliśmy spędzić spokojnie. Przed nami kolejna nieprzespana nocka i długa droga do domu. Znowu był "chill out" na basenie, spacery po plaży i penetrowanie okolic. Obiad w pobliskiej knajpce i wieczorny spacer o zachodzie słońca. Taki "way of life" bardzo mi odpowiada, nic nie robić może oznaczać całkiem sporo. I myślę, że można się do tego nie tylko przyzwyczaić ale i naprawdę polubić. W nic nie robieniu jest tyle drobnych rzeczy do zrobienia, jest tyle spraw i sprawek oraz możliwości, że nudzić to się takim nic nie robieniem nie można. Jest tylko jeden problem ... kto za to zapłaci ? Ale pracujemy nad tym.