Geoblog.pl    Wjkrzy    Podróże    Azja - po raz pierwszy    Okolice Kanchanaburi
Zwiń mapę
2007
27
sty

Okolice Kanchanaburi

 
Tajlandia
Tajlandia, Kanchanaburi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8282 km
 
Noc, jak to zwykle w przypadku Triady była krótka. Wstałem, odsłoniłem okno i ... zaniemówiłem. Mieliśmy wielki balkon z pięknym widokiem na rzekę. Skorzystałem z leżaka (sztuk dwa stały do dyspozycji) i pozwoliłem sobie na pięć minut kontemplacji. No, ale Triada to Triada. Wziąłem sprzęt Foto Video i ruszyłem oglądać hotel. Najpierw trafiłem na obsadzony tropikalną roślinnością strumyk, który z szumem spadał kaskadą wodospadów do rzeki. Wokół budynku pełno drzew,w tym Duriany i inne drzewa owocowe. Dalej trafiłem na basen obsadzony kwiatami. Obok był spory wodospad na zboczu górującego nad hotelem wzgórza. Dalej chiński ogród z oczkami wodnymi,w których pełno było wielkich kolorowych ryb. Wszystko wystrzyżone, wymodelowane i wysprzątane po Azjatycku, czyli z grubą przesadą. Wróciłem do pokoju, obudziłem żonę (zadowolona nie była) i poszedłem na basen. Udało mi się spędzić tam całe 15 minut. Zabieram żonę, walizki i na śniadanie. Parówki "w biegu" i jedziemy.

Najpierw śladami słynnej kolei z okresu II wojny światowej. Japoński projektant używał do jej wytyczenia linijki nie oglądając się na rzeźbę terenu. Więc więźniowie drążyli wąwozy przez góry zamiast je objeżdżać. Tak powstało słynne "hell pass", bardzo przygnębiające miejsce. Potem jeszcze bardzo ładna estakada nad zakrętem rzeki i świątynia w grocie, warte odwiedzenia. Był też bazarek, więc żona jakieś tam łupy zdobyła. Na tym na szczęście zakończyliśmy peregrynacje śladami II wojny światowej.

Następny stop to "fakultatywne" przejażdżki na słoniu po jedyne 450 BHT od łba. Dziękujemy i wolimy kawkę z mlekiem oraz "Elephant Show", który jest darmo. Kawka dobra a "show" też nie najgorszy. Młode słoniki uwiodły moją żonę wyglądem, zachowaniem i inteligencją. Potrafiły brać kasę i płacić nią w "sklepie" za koszyk smakołyków,który grzecznie wręczały fundatorowi. Ujęty tym fundator "skarmiał" słonika i wszyscy byli zadowoleni. Poza tym potrafiły mnóstwo innych rzeczy a punktem kulminacyjnym był "erotic massage" nogą słonia dla odważnych, ja odważny nie jestem więc moje "cohones" pozostały nie naruszone.

Teraz udaliśmy się na "fakultatywne" zwiedzanie parku narodowego Erawan. Jest to piękne miejsce stworzone przez strumień spadający po stromym zboczu. Wytworzył on trzy piętrową kaskadę pełną małych wodospadów i wodnych oczek. Do tego woda z powodu składu gleby ma kolor prawie błękitny więc jest tam przepięknie. Tyle, że wstęp kosztuje 400 BHT i na dodatek byliśmy tak późno, że wpuścili nas tylko do pierwszego piętra. Dalej już było zamknięte. Zrobiłem parę fotek, zamoczyliśmy nogi w błękitnej wodzie pełnej ryb jak z chińskiego ogrodu i wracamy. Po drodze chcieliśmy coś wreszcie zjeść, bo wrzucone "biegiem" parówki już dawno przetrawiliśmy. Po dłuższej wymianie zdań za pomocą rąk udało mi się coś zamówić w skleconej z desek budce gastronomicznej. No i dostaliśmy coś co przypominało zimną zupę pomidorową z makaronem ale w wersji z chili i owocami morza. OCHIDA. Żonie kupiłem jeszcze mięsne kulki na patyku, ale te zjadł jakiś okoliczny pies. Tak więc pozostaliśmy głodni.

Po zmierzchu ruszyliśmy do Ayutthai, miało być około 2 godzin i mieliśmy się tam wreszcie najeść. Mieliśmy, bo kierowca po prostu zabłądził i nie wiedział gdzie ma jechać. I tu dowiedziałem się dwóch ważnych dla odwiedzających Tajlandię rzeczy. Otóż po pierwsze, Tajowie są tak uprzejmi, że gdy zapytasz o drogę to zawsze chętnie Ci ją wskażą. Czy wiedzą czy nie, po prostu honor im to nakazuje. Więc trzeba spytać co najmniej trzech a najlepiej z pięciu i jeśli większość pokazuje ten sam kierunek to jest duża szansa, ale pewności nigdy nie ma, że podany kierunek jest prawidłowy. Nasz kierowca o tym nie wiedział, choć Tajem był z pewnością więc co kogo zapytał to jechaliśmy w innym kierunku. Ani na krok nie zbliżając się do Ayutthai oczywiście. Próbowałem błysnąć inteligencją i zaproponowałem, żeby pożyczyć kierowcy mapę. I tu rada druga, nigdy nie dawaj Tajowi mapy do ręki. Oni mają jakąś narodową trudność w czytaniu map, więc nic to nie pomoże. Owszem Taj podziękuje i będzie udawał, że jedzie według mapy ale i tak będzie korzystał z własnej pamięci i imaginacji. Tak więc kierowca szukał drogi i szukał aż w końcu znalazł, tyle, że zajęło to ze 3 godziny. No i skończyło mu się paliwo, więc stanęliśmy na stacji.Usiłowałem skarmić żonę "zupą" ze straganu ale okazało się, że jest to kolejna odmiana "niejadalna" więc dalej oboje byliśmy głodni. Do hotelu dotarliśmy o drugiej w nocy więc znowu nie było gdzie zjeść i głodni poszliśmy spać. To nie był dobry dzień.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Wjkrzy
Włodzimierz Krzysztofik
zwiedził 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 393 wpisy393 253 komentarze253 3081 zdjęć3081 34 pliki multimedialne34
 
Moje podróżewięcej
18.04.2019 - 23.04.2019
 
 
25.01.2019 - 09.02.2019
 
 
29.12.2018 - 01.01.2019