LAST MORNING
Busze sie rano jakis nie swoj, ja tu KURWA chce zostac. Wstaje i leze po masc ze szczura dla corki i jakies ciasteczka dla przyjacol z pracy. Oj bedziecie kurwic jak Was poczestuje. Robie troche zdjatek i rodzajowych filmikow i sjesta.
CHINATOWN
Samotny jak wilk (reszta ma dosc) wsiadam do tramwaju wodnego i daje do Chinatown po owoce goji. To taka borowka, tylko podobno wydluza mlodosc w nieskonczonosc. Pre przez Bazar i ... takiego gownianego towaru nie widzialem od upadku komunizmu. Ale sa tacy co kupuja. Wlaczam E52 Navigation i na Yarorawat Street. Pare fotek, krotki spacer i mam goja fruits pol kilo za 200 Baaat. Zadanie wypelnione. Kiszki juz puste, wiec ide do "food stall" i biore cos co przypomina wielka plaska sajgonke. 40 BHT i jest moja. Pani mowie, ze trzeba polac sosem. Ja sie pytam, spicy ? A ona ze nie i ze "little". OK. Pakuje mi sajgona do torebki i daje lyzeczke sosu plus patyk i "guten apetit". Ide pare krokow, wyjmuje patykiem jeden kawalek, pcham do dzioba i ... staje. No spicy ? Ci to maja dowcipy. Jak w koncu zezarlem cale, docenilem, pycha. Wracam tramwajem pilnujac dobroczynnego eliksiru i w domu. Ostatnie pakowanko i jestesmy "ready".
POZEGNANIE
Pisze do Was list ostatni z wakacji 2011. Jest mi przerazliwie smutno, trzy tygodnie mignely jak na filmie z szybkim podgladem. Juz sie calkiem zadomowilem, a tu trzeba wracac. Nigdy i nigdzie nie czulem sie tak "lazy" jak tu. Nawet w tym pierdolcu 10 milionowego molocha moge siedziec bez konca. "Kocham to miasto zmeczone jak ja ...". Wroce tu bo obiecalem to Pani z recepcji, kupa smiechu byla, jak zawsze. No to do zobaczenia w poniedzialek. Jutro moze skrobne jakies post scriptum.
LONG LIVE THE KING