Dzien jak codzien. Rano w Chiang Mai na dalekiej polnocy Kingdom of Thailand a wieczor na dalekim poludniu na Koh Samet. Po drodze Bangkok, Surat Thani, Don Sak i Nathon. W sumie 14 godzin GP z Air Asia w roli glownej. W meczu Patek kontra Air Asia 4:4. Oba chodza z dokladnoscia zegara atomowego. Dzis zauwazylem na autobusie firmowym napis "100 % Airbus", Boeing moze sie pakowac i sprzedawac swoj chlam ... Lotowi. My to zawsze wiemy co wybrac.Kitajce zamowili w Airbusie 300 nowka sztuk a potem powiedzieli, ze sie pomylili i ... dokupili jeszcze 100. W Surat Thani pan pilot chyba ogladal ostatnio F1 bo wzial zakret jak Hamilton po krawezniku i bez przystanku dopier... gazu i bziu. Potem mu sie jeszcze zachcialo pomachac na do widzenia skrzydlami, taki kozak. Szybka zmiana czerwonego A320 i zalogi i znow to samo. Chlopaki sa o niebo lepsze niz ta zgraja w F1. Tylko wygladaja podobnie jakby mieli po 19 lat. Ale jak sie lata pare razy dziennie to potrafia posadzic latawca, ze nawet kawa sie nie wyleje. Nie to co dzielni piloci z III RP co to na drzwiach od stodoly lataja a jak dostana samolot to ... smolensk. Byl tez dalszy ciag wrazen kulinarnych : parowki w nalesniku (slodkim), banan w nalesniku (tez slodkim) z miodem czekolada i orzechami, tost zapiekany z serem (tez
slodki) i danie dnia czyli kanapka z wieprzowina i DZEMEM, palce lizac. Tak mnie to wkurzylo, ze na Suvarnabhumi machnalem koreanskie miesko z ryzem i bylo jak trzeba. Nie moglem zlapac oddechu. No to zrobilem zakupy za cale 30 PLN i ledwo dalem rade te siaty udzwignac. Teraz bedziemy to jedli do polnocy. Chitem wieczoru jest oczywiscie Tajska wersja swojskiej kielbasy, nawet moja zona je. W naszym kochanym hoteliku zaszly duze zmiany. Tajfun z przelomu marca i kwietnia narobil bigosu i tam gdzie byl strumyk mamy delte Amazonki. Tajce pokiwali glowkami i buduja falochron, wiec mamy na plazy lekka demolke. Nasze zamowione domki sa w remoncie wiec .. dostalismy wille z dwoma pokojami kategorii LUX. Jutro przysle zdjecia to mnie zabijecie. Ceny (120 PLN doba ze sniadaniem) oczywiscie nie zmienili. Jak przyjechalismy to cala obsluga rzucila sie jak na starych filmach dzwigac nasze walizki. Barczyste Tajki (o wadze gora 35 kg) lapaly za walizke mojej zony i zony brata a do tego to co najmniej Pudzian potrzebny (to efekt "zabytkow" z Chiang Mai) . Musielismu im je wyrywac, czulem sie jak skonczony zdeklasowany palant. Towarzysze mnie z partii wyrzuca. Tylko brat sie smieje bo to pieprzony liberal. Tyle, ze sie biedaczek pochorowal bo calymi dniami lazi i powtarza : " Jak tu kurwa pieknie". W sumie to nic nowego, typowe symptomy azjatyckiej choroby, kto byl ten wie, kto nie byl sie dowie, wystarczy bilet kupic. Po krotkiej chwili okazalo sie, ze ... jestesmy jedynymi goscmi i tak ma zostac. Wiec to, ze urwalo pol plazy nie robi wielkiego
znaczenia bo jest nas raptem 4 sztuki. Dochodzi 22 wiec chyba pora pasc na ryj, wykapie sie w lazience bez dachu, zaloze firmowy szlafrok z szafy, kapcie (z szafy) i po spacerze z firmowym parasolem (tez z szafy) pojde grzecznie lulu. Mam nadzieje, ze zona posprzata z lozka te wiazanki orchidei, ktore chyba ktos zapomnial zabrac.
Wasz Azjatycki korespondent.