Dzis z rana zlapalismy na ulicy jakiegos Songtaewa i dawaj mu "order" do Queen Botanic Garden, po krotkiej wymianie uprzejmosci za 50 PLN zawiozl nas w gory (z powroten tez). Ogrod jak wszystko w Tajlandowie. Kazde zdzblo osobno przystrzyzone cazkami do skorek a kwiaty ustawione w kierunku palacu, w ktorym aktualnie przebywa Jej Krolewska Wysokosc. Jak Madame zmienia miejsce pobytu to zaloga wybiega na ogrody i przestawia, proste ?
Brat, nieobyty w Azji pytal, czemu drogi szerokie i gladkie jak dupa niemowlaka. Ciekawe co by powiedzial taki Tajec, jakby sie po naszych przejechal. Chyba nic, bo kilometra by nie przejechal. Idzie noc a z noca miasto sie zmienia. Mniszki zakladaja kiecki o dlugosci gora 3 cm za ... i cwicza nozli w gore, nozki w bok. Po jaka cholere zabralismy drzewo do lasu ? Do tego kapele graja muze z lat 60 i 70 i maja racje, bo potem swiat sie skonczyl. No, pora na kolacje. W lodowce mam sajgonki w wersji "fresh" (2PLN) to znaczy nie smazone, za to nadziane zielonym i ... nie wiem czym.
Dzien zaczalem od Sushi za 4 PLN, popilem wyciskanym sokiem z mandarynki (2.5 PLN) i dobilem tacka Dragon Fruit (1 PLN). Obiadek to znowu ptak, tym razem z Cashew Nuts (5PLN). A, kochani. Wczoraj zarlem tajska "swojska" kielbase. Byla jak nasza tyle, ze napchali do niej chilli i ... Budda wie czego. Chyba skocze na rog i pochlone kolejne petko (2PLN). Macie dosc ? Nie ? To dolaczam Wam kilka zdjec z Very Luxury Anom Beach Bungalows (120 PLN za 2 osoby) gdzie sie do konca zdeklasowalem.
Jutro survival. Najpierw o 7:00 hotelowym mercem 180 rocznik chyba 68 "pedzimy" na lotnisko. 8:25 by Aira Asia fruniemy do Bangkoku (czas przelotu jedna kawa z ciasteczkiem). Tam mamy na Suvarnabhumi upatrzona chinska knajpke, gdzie podaja trojkatne sajgonki i chinskie "dumplingi". Potem druga kawa z ciasteczkiem (czyli znow Air Asia) i ladujemy w Surat Thani. To taka dziura na polwyspie malajskim. Tam nam podstawia autokar i przez 1.5 h bedziemy podziwiac tajskie wioski, miasteczka i bezdroza az do portu w Don Sak. Tam przesiadamy sie na Wielka Tajska Lodke zwana u nas promem i przez nastepne 1.5 h ogladamy zamowiony przez imternet zachod slonca zwany "Magic Thailand Sunset". Oczywiscie gratis, place tylko za bilet. W Nathon (to takie cos jak Gdansk ale malutkie i bez Solidarnosci) czekaja nas dlugie negocjacje z pilotem Songtaewa az wreszcie osiagniemy cel ktorym bedzie Am Samui Resort. Potem juz tylko wieczor nad basenem i spac. Nawet nie zauwazylem a juz nocka zapadla, jak pisalem ten list. trzymajcie sie kochani.
Kap Kun Kap (dziekuje)