Pobudka o 8:00. Jak na nas to skoro świt. Jemy Thosai i Roti u Zakhiego i wyruszamy z całym cygańskim taborem przez Chinatown do Puduraya Bus Terminal. Wygląda to komicznie. Szóstka białasów objuczona jak karawana wielbłądów popyla piechotą wśród tlumu całej tej menażerii chińskiej dzielnicy KL. I znów koszulki do wyżymania. Na dworcu jeszcze cieplej. Jeszcze tylko papierosek pod napisem 10000 Myr kary za palenie i wskakujemy do chłodnego autobusu. Otwieram nawiew i za 10 minut koszulka sucha. Wyjeżdżamy. Po 5 minutach jesteśmy na jednej z niepoliczalnych przelotówek i mkniemy stówką przez miasro. System dróg w KL to naprawdę duża sprawa. HA to stolica kraju rozwijającego się. Żadna tam zielona wyspa Europy. Po drodze kolejne osiedla mieszkaniowe porozrzucane w dolinach czterech rzek płynących przez miasto. Szkoda gadać. U nas tak nigdy nie będzie.
Malezja w 90 % porośnięta jest lasami więc jedziemy gładką jak stół trzy pasmową autostradą wśrod zieleni. Ale tak łatwo to nie będzie. Skręcamy w stronę Cameron Highlands i zaczynają się góry. Do tego leje jak z cebra. Droga taka że lepiej nie patrzeć. Po godzinie wspinania się serpentynami jakaś hiszpanka zaczyna żygać. Trzeba było aviomarin kupić. Wspinamy się ponad chmury burzowe i przestaje padać. Pojawiają się pierwsze miejscowości Cameron Highlands. I szklarnie na stokach w których uprawia się warzywa. Wreszcie docieramy do Tanah Rata. Siąpi deszcz albo jesteśmy w chmurach. Na jedno wychodzi. Jest mokro i ... ZIMNO . Łapiemy taksówki i za chwilę jesteśmy w Birchag.
Hotel Titiwangsa jest pierwszy w misteczku ale na pewno nie wiąże się to z jakością. Ale na głowę nie pada i jest gdzie spać. Klimy nie ma bo po co. Tu nigdy nie jest goeąco. Zimno też nie. Właściwie to jest w sam raz.
Idziemy w 'miasto'. Jedna główna ulica. Wszystkiego z kilometr i kilka bocznych zaułków i to wszystko. Na środku mały ryneczek ze sklepami hotelami i knajpami. Połowa zamknięta. Podobno jest jakieś święto. Znowu. Obiad u chińczyków. Ja wziąłem kaczkę z grzybami. Wersja small. Okazało się że to porcja dla dwóch. Big jest dla czterech. Ale wylizałem miskę do czysta.
Z powrotem na ryneczek. Wiesław kolejnego strong za 7 pln.
Włazimy do sklepu herbaty i słodycze. Pal ssześć te herbaty ale niech żyją truskawki. Cały regał słodyczy z truskawkami. Następny to słodycze z zieloną czekoladą. Nawet Kite Katy na zielono. Nakupiliśmy trzy worki.
Poszedłem kupić kawę sri i łan i po drodze nabyłem trzy tacki truskawek. Pani od czekolady zrobiła nam kilka herbatek na smaka i dała słoiczek belgijskiej czekolady do truskawek. Życie jest piękne.
Został nam problem co z jutrem. Nie kupiliśmy żadnej wycieczki. Noc ciemna. Pytamy się w hotelu a oni że może w innym ale chyba wszystkie agencje pozamykane. No to mamy problem. Na ryneczek.
Jest jeszcze czynna agencja. Kupiliśmy dwie. Jutro po śniadaniu jedziemy na cały dzień w góry. Pora spać.
a