Dziś kolej na eksplorację miasta. Agadir zwany przez nas "białym miastem" jest przeważnie ... biały. Dzielnica, w której mieszkamy odbudowana po katastrofalnym trzesieniu ziemi jest miejscem przeznaczonym dla zagranicznych i rodzimych turystów przede wszystkim. Stąd pełno hoteli, ogrodów i kawiarni. Ze względu na ścisłe więzi łączące Maroko z Francją pełno tu francuskich akcentów. W oczy rzuca się mnogość piekarni, cukierni i kawiarni. Można tu z samego rana nabyć świerzutkie croissanty oraz bagietki i napić się wspaniałej cafe o'lai. Jak posmakuje to różniastych ciastek też jest do woli jak to w arabskim kraju. Poza tym znależliśmy kilka większych sklepów i tyle. Reszta miasta jest bardzo nowoczesna i industrialna. Banki i urzędy (Agadir to stolica administracyjna regionu) oraz fabryki a także całe kwartały bloków z wielkiej płyty. Nie ma co oglądać. Nad miastem na samej górze imponującego wzniesienia położona jest "nowa medina" czyli świerza wersja starej zniszconej w czasie trzesienia ziemi. Nie byliśmy bo z tego co się wcześniej dowiedziałem nie ma po co. A zwidzania to mieliśy już naprawdę dosyć. Powłóczyliśmy się po miescie, pojdeliśy rogalików, popilismy kawą i starczy. Resztę dnia spędziliśmy znów na plaży, jak codzień, w końcu nad ocename jesteśmy. I to na wakacjach.