Hotel Bangkok Palace to typowy przykład czegoś, gdzie można się wygodnie przespać i zapomnieć jak najszybciej gdzie się było. Nie, żebym się czepiał, wszystko tu jest tak jak być powinno ale to po prostu sypialnia dla tych co to służbowo i w interesach. Klimatu wschodu za dużo nie uświadczysz, raczej jakaś porąbana mieszanka późnej secesji z kapustą Kim Chi. Ta ostatnia zresztą była serwowana na śniadanie w aż trzech postaciach, dało popalić i przy jedzeniu i potem też. Ale "ab ovo". Najpierw kazali czekać, no cóż, o tym, ze wschód uczy cierpliwości słyszałem, więc siedzieliśmy grzecznie. Potem dali nam klucze i zaprosili na śniadanie za pół godziny. Więc po tych wszystkich godzinach podróży trzeba było się umyć w pięć minut (zona 25 minut) i znowu na dół, wreszcie coś zjeść. Ja jadłem Kim Chi i coś przypominające parówki, żona raczej wyszła głodna, co jej na całe lata zostało. Mimo to kobieta z uporem do Azji jeździ, choć jak ciągle powtarza "tu nie ma co jeść". W Azji "nie ma co jeść", kuchnia chińska ma około 20 tysięcy potraw ale ... nie będę żony szkalował, dajmy już spokój. Po śniadaniu nastąpiło to, co było zapowiadane, ale jak pewnie większość liczyła, z jakiegoś powodu się nie odbędzie. Niestety się odbyło. Nazywało się to "zwiedzanie miasta" i dokonało dzieła zniszczenia po koszmarach podróży. Nie, nigdy w życiu nie polecam takich "eventów" jak delektowanie się pięknem najwspanialszych zabytków Bangkoku po 20 godzinach w podróży, nigdy więcej. "Zobaczylismy" większość z topowych miejsc ale co z tego, gdybym nie miał zdjęć i filmu to pewnie bym nie wiedział, gdzie byłem i co widziałem. Ponieważ Bangkok jest największym chaosem architektonicznym jaki w życiu widziałem to nie udało mi się nawet zorientować jaką część miasta widzieliśmy, gdzie mieszkamy i co to w ogóle jest. Po drodze musieliśmy też niestety udać się do "emigration office", bo tak się składa, że nasza "visa on arrival" nijak nie przewidywała, że na trzy dni machniemy się do Kambodży i wrócimy do Tajlandii. Żeby to załatwić pół dnia trzeba było spędzić w koszmarnym ścisku i kolejkach owego urzędu, przed czym wszystkich przestrzegam. Wrażenia z pobytu w tym uroczym urzędzie są traumatyczne. Na koniec wróciliśmy do hotelu gdzie nasz Pan Przewodnik poinformował o pobudce jutro rano o ... 6:00, szybkim śniadaniu i wyjeździe w "trasę" najpóźniej o 8:00. Kocham wakacje, zwłaszcza z Triadą. Pozostało nam zatem "ruszyć w Bangkok" bo poza zabytkami jest jeszcze to co moja żona kocha najbardziej, czyli zakupy. Na szczęście mieszkaliśmy w samym centrum Pratunam (to wiem teraz, wtedy poruszaliśmy się całkiem na ślepo) więc już ze 200 metrów od hotelu znaleźliśmy uliczny bazar bardzo obficie zaopatrzony. Tyle, że go wczesnym wieczorem zamknęli ale i tak trzeba było iść spać. Jeszcze tylko fotki z okien 12 piętra pod tytułem Bangkok nocą i ... światło zgasło.