Od rana mam dobry humor ... jak w starej piosence. Z samego świtu ktoś zakradł się na naszą werandę i zostawił termos ze świeżo zaparzoną herbatą oraz dwie szklanki. Potem okazało się, że to standard i tak będzie codziennie. Żona, miłośniczka herbaty już pokochała to miejsce. Ja robię sobie jak zwykle kawę "sri in łan" kupioną na zapas w 7eleven, wersja espresso, mocna, słodka i baaardzo śmietanowa, pycha. Brat z bratową też już wstali z sarkofagu i tuptamy na śniadanie.
Do wyboru trzy opcje : American Breakfast z jajco, szyneczką i serkiem, Europe z musli i bagietką oraz Balijskie Nasi Goreng. Ja tam zawsze Goreng, zwłaszcza jak jest Nasi, czyli swojski po prostu. Czar śniadania w Anom Beach polega na tym, że jak wszystko, jest to cała celebra. Jakby mszę odprawiali. Najpierw wybór soków, jak jakiś win francuskich. Nie dość, że jest ich kilka to jeszcze mogą pomieszać jak się chce. Soki, oczywiście wyłącznie świeżo wyciskane i bez dodatku wody, smak i zapach niezapomniany. Całość ląduje na stole w oziębionej szklance udekorowanej owocem adekwatnym do zawartości. Zestaw herbata lub kawa to cała taca naczyń i zbiorników, obsypanych przyrządami do mieszania. Całość uzupełnia magiczna skrzyneczka z torebkami zawierającymi bardzo różne rzeczy, które mogą być przydatne do dosmaczania jedzonka. Alles podawane na serwetkach uzupełnianych wyciętym do odpowiedniego kształtu i rozmiaru liściem banana. Cała ta zabawa, przypominam, wliczona w cenę domku czyli 30 EUR za parkę. Można się zdeklasować.
Po śniadanku chillout. Brat zalega w świątyni dumania, wodząc wzrokiem po szumiącym oceanie. A jego duch szybuje gdzieś daleko nad wodami, po prostu odleciał. Bratowa twardo leżak i opalanko. Moja żona czytadło i leżak na basenie. Ja też leżę bykiem, wreszcie nie ma nic do roboty, cool.
Jak śniadanko się przetrawiło to obudziła się w nas żyłka " underwater explorer", czyli godzinka z National Geographic. Najpierw bratowa w pletwach przypominających stopy Kaczora Donalda ruszyła dzielnie między fale. Jak wróciła żywa to ja też poszedłem po sprzęt. Kiedyś była tu piękna rafa i piaszczyste plaże. Ale głupi człowiek z rafy zbudował sobie domy i świątynie a woda w odwecie zabrała plaże. Teraz mądry Balijczyk po szkodzie zbudował wały, o które rozbijają się fale i pozatapiał na dnie betonowe kręgi, na których rafa odrasta. Za jakie 50 lat będą i plaże. Na razie jest tak fifty fifty. Rafka była bardzo piękna, po prostu nówka sztuka. Gorzej z tymi falami. O mało co i by mnie rzuciło na rafę, trzeba cholernie uważać. Ostrzeżenie zrozumiałem i później już byłem ostrożny. Z morzem ostrożności nigdy za wiele. Po południu zaczął się odpływ, pojawiła się bielutka piaszczysta plaża, woda się uspokoiła i można było się taplać w oceanie jak w basenie. I tak co dzień, rano fale a wieczorem basenik.
W tym czasie nasze Panie zaczęły szukać mocniejszych wrażeń. A to masaż Balijski a to ... ruchomy sklep z zegarkami, okularami i inną tam biżuterią. Wszystko pod śmietnikiem tuż za bramą hotelu. Najpierw wjechały markowe okulary najlepszych kreatorów, potem zegarki, a na końcu biżuteria. Ja spokojnie leżę i ciesze się życiem licząc fale rozbijające się o brzeg a tu moja żona z wypiekami na twarzy pyta gdzie są pieniądze ? Ja mówię, w szufladce kochanie, w szafce z lodówką. I relaksuję się dalej. Więcej już nie przychodziła. Tylko po trzech dniach okazało się, że z półtora MILIONA rupii nic nie zostało. No, ale markowe rzeczy kosztują, a jakże.
To babskie latanie obudziło też brata, więc poszedł zobaczyć co się dzieje za tym śmietnikiem i wrócił z ... PATKIEM na ręku. Taki luksus. A ponieważ wcześniej na Khao San Road kupił za 100 USD I-phona zwanego przez nas "patafonem" i obstalował był dwa garnitury od Armaniego to mieliśmy już kompletnie zdeklasowanego liberała. Będziemy go wynajmować na spotkania biznesowe w charakterze prezesa lub coś podobnego.
I tak nam zleciało do wieczora. Potem kolejna celebra zwana dinnerem. Powtórka ze śniadania, tyle, że wybór większy. I deser dawali darmo.
Po zmroku szybki wypad do wioski po piwsko i czipsy a następnie ich konsumpcja na naszej werandzie i wesołe pogaduszki. I tak przez cały Boży tydzień, wieczór w wieczór to samo. Miło było to po coś zmieniać jak jest dobrze, prawda ?